27 września 2009

Wrześniowe ostatki


Koniec września to takie ostatki lata, niby spadają liście, niby juz chłodno,

a rankiem snują się mgły,

jeszcze trochę czuć wakacyjnego uroku..

ale już niedługo cały świat zacznie się stroić na kolorowo.

Kobiece przypadłości i migrena wystopowały mnie i nie pojechałam do Niebieskiego Domku na weekend, na szęście troszkę udało nam się pospacerować po okolicy . :)

23 września 2009

Słowiańskie tradycje - dożynki w równonoc jesienną

Początkowo Słowianie dzień ten poświęcali drzewom i roślinom, z czasem stał się dniem dziękowania za plony – najpierw pogańskim bóstwom, potem chrześcijańskim. Bogowie się zmieniali, tradycja przetrwała, czasy współczesne dożynki umiejscawiały w połowie sierpnia na „Matki Bożej Zielnej”, chociaż PRL-owskie władze bardzo chciały uniknąć konotacji wyznaniowych.
Główne tradycje związane z tym dniem, to żęcie ostatniego, specjalnie pozostawionego kawałka zboża, w odpowiedniej oprawie, a następnie plecenie z niego oraz z wszelakich ziół wieńców. Początkowo wieńce te przechowywano aż do Godów ( dzisiejszy czas Bożego Narodzenia) kiedy je dekorowano. Zwyczaj dekorowania choinki zapożyczyliśmy później.

Z okazji nadchodzącej jesieni, kontynuując ojczyste tradycje wybrałyśmy się po ostatnie plony.







Dorzuciłyśmy ogrodowe kwiaty





pozegnanie lata, przywitanie jesieni




Stroje są mojego autorstwa i wykonania ( ręcznego :) ) , to rzeczy w których jeżdżę na festiwale historyczne, szyte i ozdabiane tak jak robili to wcześni Słowianie. Niektóre kolory są zbyt intensywne- nie da się takich odcieni uzyskać za pomocą tanich ,dostępnych wtedy przeciętnej Słowiance barwników, ale to już moja kobieca próżność ;)
Jedno pewne- w zapadającym zmierzchu zdjęcia coraz bardziej niewyraźne i nieostre pomogły podjąć mi decyzję definitywna- kupuję porządny aparat !

21 września 2009

Yes you can ! Czyli samowar znaleziony na śmietniku.

Moje meandry psychiki wbijają mnie w poważne podejrzenie że do ładu z sobą nie dojdę przez resztę życia i chyba się z tym musze pogodzić .
Dziecko chaosu jestem, łaknące porządku i stabilizacji, problem w tym, że w takim uporządkowanym świecie od razu czuje się nieswojo, dziwnie i nie na miejscu..
Zaczęłam blogowanie, aby swój ten świat określić, uporządkować i poznać go w ogóle, bo mam przed oczami jedynie migawki i już sama nie wiem jak ja żyję i jak bym chciała żyć.
Blogowanie ma swoje zalety – bo odwiedzając blogi innych , inspiruje się , czytam jak radzą sobie ze swoimi światami inni, jedni lepiej , jedni gorzej, ale dzieląc się swoimi pasjami –zarażają mnie optymizmem , albo pocieszają, że z dołka zawsze można wyjść .
Ostatnio w taki dołek wpadłam. Energia z letnich warsztatów Progresteronu powoli się ulotniła, wraz ze wzrastającymi problemami w pracy . Czytam jak jedna dziewczyna wybudowała sobie wymarzony dom, inna realizuje marzenia, które sama chciałabym realizować . Ogarnęła mnie złość, że sama jestem, że radzić sobie nie umiem, że mam pod górkę, że okoliczności życiowe mam niesprzyjające, adres zamieszkania feralny i czarnego kota w domu. Tak, mam poważne podejrzenia, że wszelkim nieszczęściom winna jestem sama sobie, z brakiem organizacji i odwagi oraz postępującym lenistwem na czele. Łatwiej jednak człowiekowi cos sobie powymyślać żeby się usprawiedliwić. Nie wiem czy to wymyślone, w każdym razie na bank się we mnie utrwaliło –że pewnie i tak nic z tego nie będzie , bo ja do kitu jestem i ani zdolna, ani mądra, ani tym bardziej pracowita. Po co się wiec męczyć i cokolwiek zaczynać, starać się, i łudzić nadziejami, że coś mi z tego wyjdzie..
Tak właśnie myślałam , oglądając na jednym z blogów piękne zdjęcia samowara i wzdychając do krosien, których szczęśliwą posiadaczka była owa blogowiczka . Wpadając w podły nastrój , zdążywszy jeszcze gdzieś wyczytać o mentalności nacji zaoceanicznej – i dość znanego powiedzonka- yes you can – w wolnym tłumaczeniu - tak potrafisz to zrobić !, (choć dla mnie te słowa maja dużo więcej treści.) poszłam spać, z nadzieja ze sen dobry na wszystko .
Poranek jak gdyby nie przyniósł pocieszenia, chociaż w furii na tę życiową niesprawiedliwość jaka mnie spotyka , przeszukując internet znalazłam możliwość uczenia się tkactwa całkiem niedaleko , bez konieczności przejechania tysiąca kilometrów ..
Dołek to dołek , ta szybko się niego nie wychodzi. Ile problemów znalazłam , aby na te warsztaty jednak nie dojechać, to moje..
Wracając do domu w jeszcze gorszym nastroju niż poprzedniego wieczora, fukając na cieszącego się psa, powlokłam się na spacer .
Ledwo wyszłam z bloku potknęłam się niemal o spory , zapatulony w foliowe torby pakunek ..
Wiecie co to było…
SAMOWAR


Namyślałam się jakieś 10 sekund , w czasie których chęć porwania go do domu walczyła z „e po co , w dodatku na śmietniku się nie powinno grzebać…”
Teraz szukam sposobu jak go doczyścić.
Oczywiście.. .nie wiem czy będzie działał, czy znajdę kabelek do niego..
Ale teraz już wiem

YES I CAN

I tego będę się trzymać , jak już mam wymyślać to lepiej cos pozytywnego .

PS.. po napisaniu tego tekstu ,rozpakowałam samowar w celu zrobienia mu zdjęcia..
KABEL JEST W śRODKU
Ładnie zapakowany….

13 września 2009

Orzechobranie


Nie da się ukryć idzie jesień
Na naszej działce dojrzały orzechy , zaczęły pękać, a to znak ze można je już zbierać.

Uprzedzając chętnych przechodzących przez las , tudzież specjalnie udających się na nasza działkę w celu przywłaszczenia ;) , razem ze znajomymi obieraliśmy nasze dwa drzewka .

Część orzechów już była bez zielonej łupiny, część obieraliśmy sami , dzięki czemu mam cudowne brązowe dłonie, o paznokciach nie wspominając. No wiem, że farbują , wiem, ale jak zwykle nie chciało mi się założyć rękawiczek :P

Te z wierzchołka które pomimo naszej potrząsającej zachęty nie chciały spaść, zostawiliśmy sobie na przyszły weekend . Może dotrwają.

Na razie zbiór to trzy kosze, wiec możemy się podzielić, chętniej z dzika zwierzyna .

06 września 2009

Folkowa noc

Wczoraj po raz drugi zorganizowano u nas World Fusion Day czyli zlot zespołów folkowych i w klimatach folkowych z całego świata
Co dwa lata ma być duża trzydniowa impreza, ( w zeszłym roku była inauguracja ) tegoroczna była podsumowaniem jednodniowym.
Było mnóstwo zespołów studenckich , najbardziej egzotyczny był chyba z Indonezji :)
Nie zabrakło tez tańców irlandzkich :)
Oprócz tego występowały znane juz i uznane zespoły. My poszliśmy na The Booze Brothers z Francji, którzy podbili nam serca w zeszłym roku . No i oczywiście na naszych ukochanych Banana Boat ,którzy całą tą imprezę organizują .
Na koniec był jako gwiazda Zakopower, ale delikatnie mówiąc ich najnowsze kawałki to już wyższe przeżycie artystyczne ( czytaj: dla nas to był dziwny jazgot i hałas) i poszliśmy sobie wtedy przekąsić pyszne pieczonki , a co niektórzy do tego piwko )
Booze występowali dwa razy -na dużej scenie


i po skończonej „dużej scenie" na małej :))


Zachwycił nas w tym roku Payotii for president , klimaty trochę regge , trochę afrykańskie, zakochałam się na maksa . Na koniec razem z The Booze dali pokaz improwizacji ,

a jak już skończyła się również „mała scena” i zaczęto pakować sprzęt improwizowali grę na wszystkim i razem z nimi graliśmy i tańczyliśmy .. prawie do rana :)

W tym roku było krócej - tylko do 2 w nocy :)
Zmęczona , jak zwykle głucha i niema i oczywiście szczęśliwa wróciłam i padłam spać.
Pies okazał się wspaniałomyślny :) Obudził mnie dopiero o 9 rano na siku :)))