22 września 2010

Ostatni dzień lata w Niebieskim Domku

Jeszcze jeden punkt do lubię - lubię fotografować. Dysponuje niestety jedynie tylko komórką i to chyba już mocno wyeksploatowaną i wciąż przymierzam się do zakupu aparatu. Wybrałam już model, a do szczęścia brakuje mi decyzji.. czy na pewno mogę teraz wydać sporą sumę na zachciankę i zabawkę? Sprawy nikt za mnie nie rozstrzygnie, ale możecie mnie trochę namawiać , to się łatwiej rozgrzeszę z takiego zakupu ;)
Na zachętę do namawiania trochę zdjęć z ostatniego dnia lata w Niebieskim Domku :) Bo jutro.. jutro już jest jesień ...



07 września 2010

World fusion music festiwal

Doczekałam się kolejnego wydania festiwalu, chociaż o tym że się dobędzie dowiedziałam się na spacerze z psem dzień wcześniej :P Niby podobno mocno reklamowany, niby wszędzie były plakaty... ale ja czekająca fanka nie znalazłam informacji hmmm .. Może dlatego że szukałam w lipcu, że zmienił się organizator.. a zaczęło być o festiwalu głośno na dwa tygodnie wcześniej ? Namierzyłam ich w każdym razie i to się liczy!!! Festiwal trwał przez trzy dni, pierwszy dzień przeżyłam z migreną ,drugi w strugach deszczu ,trzeci z bolącymi koszmarnie nogami ( trzy dni pod rząd tańczyć pod scena przez 6 godzin to widać za dużo dla zasiedziałego organizmu.. trzeba nad tym pomyśleć :P )
Żal tylko że tak mało było publiczności :( Zespoły występujące jako pierwsze grały praktycznie przy garstce osób ... przykre. Zdarzały się momenty, że ludzi było więcej, ale na wielkim placu , który mógłby pomieścić lekko ze 3 tysiące.. gubiliśmy się. Organizatorzy mogli by pomyśleć na przyszłość czy rzeczywiście godzinne koncerty każdej grupy i takie rozciągnięcie w czasie jest ok..zwłaszcza, że czasem potrzebne były przerwy techniczne i ludzie się wykruszali. Moim zdaniem skondensowanie koncertu do 30-40 minutowych występów nie zaszkodziłoby koncertowi, a większość ludzi prędzej zostanie na 3-4 godzinnym koncercie niż na 6 godzinach przeciągniętych do 8 - przez przerwy techniczne. Zastanawiałabym się też czy umieszczenie jednej z gwiazd o godzinie 22. w niedzielę ma sens ? Prawdę mówiąc jakiejkolwiek grupy.. ostatni koncert w niedzielę lepiej by było gdyby skończył się o 21.. ( planowane rozpoczęcie był oo 21.. ale przerwy techniczne... ) Pozytywnie.. kiedy lunęło , organizatorzy zaczęli rozdawać płaszcze przeciwdeszczowe :D Nie piszę żeby narzekać ,tylko boje się że przez taką frekwencje zrezygnują z tak fantastycznej formuły :( Zaangażowałam się w ten festiwal emocjonalnie i się przejmuję :)
Atmosfera była fantastyczna, zespoły świetne , bawiłam się cudownie, gdybym tylko wiedziała wcześniej że się jednak odbędzie ten festiwal, ściągnęłabym więcej znajomych.
Teraz juz o samym festiwalu:
strona world fusion music festiwal
tutaj możecie poczytać o wykonawcach :)
Moje typy tego roku to Lura i Dikanda ( zakochałam się w ich muzyce !!! ) i już zamawiam płyty :D
Cudownie bawiłam się też przy Russkaja ,BOBAN i MARKO MARKOVIC ORKESTRA, i oczywiście z moimi ukochanymi djembe: AFRICA MMA :D
Przyznam jednak że nie opuściłam żadnego występu i podobał mi się każdy, nawet występy jazzowe , pomimo że nie jestem fanką tego rodzaju muzyki :P
Teraz będę już trzymać rękę na pulsie , może uda mi się napisać o festiwalu wcześniej .. i ktoś z Was też się skusi :)
Zdjęć z pierwszego dnia nie mam, ( zresztą trudno te z komórki nazwać zdjęciami ) , było tak bardzo ciemno, w dodatku scena oświetlona nastrojowo, nie było szansy ..
drugi dzień :
SĄSIEDZI

RZEPCZYNO

DIKANDA ( serduszka serduszka:P )

PAD BRAPAD

TRANSSYLVANIANS

RUSSKAJA -ogień normalnie ogień, a zabawa w psychotraktor i autobus jadący po syberyjskiej tundrze już zawsze będzie wywoływać we mnie uśmiech :)))))))


TRZECI DZIEŃ
ZUMBA

BOBAN i MARKO MARKOVIC ORKESTRA

MURIOLANZA- nie mam zdjęć , wybaczcie oni też jazzowali ,poleciałam na części ich wystepu wysiusiać psa :P
AFRICA MMA ( serduszka serduszka :))) ) Taka ciekawostka - jako jedyny zespół mówili do nas w 4 językach, to miłe zwłaszcza dla pozostałych zespołów z zagranicy :)


no i tyle szaleństwa :))))
ps.o zabawie w lubię, będzie następnym razem :)

03 września 2010

Should I stay or should I go


Najpierw miałam tyle na głowie, że nie miałam siły pisać teraz zaś chciałabym o wszystkim na raz bo tematów się nazbierało ;).
Rodzice na wakacjach ( grzybiarze maniacy, przywożą na nasze specjalne zamówienie mnóstwo przepysznych żółciutkich kurek ), a ja czuję się jak nastolatka z wolną chatą, chociaż od lat mieszkam już na własnych metrach. Mieszkamy jednak na tyle blisko siebie i na tyle bliskie kontakty mamy, że czuję się wciąż w środku rodziny. Zresztą jestem typem, który zawsze marzył o wielopokoleniowej rodzinie pod jednym dachem. Kiedyś marzyłam o wykupieniu połowy kamienicy w której się wychowałam i o tym, że z rodziną ( szeroko pojętą, nie tylko rodzice - dzieci, ale z przyległościami ) zamieszkamy tam wszyscy – w osobnych mieszkaniach, jednak blisko siebie. Jeśli ktoś z Was czytał „Nawiedzony dom”, to wiecie o co chodzi, a jak ktoś nie czytał to zachęcam, bardzo fajne, Chmielewskiej, nie tylko dla dzieci ;). Oczywiście w takich skupiskach zdarzają się konflikty, to nieuniknione, ale jeżeli ogół chce ze sobą przebywać, to ogół się dogada :), w mojej rodzinie brakło tego czynnika i żyjemy sobie obok ;). Może dlatego tak wspaniale wspominam zeszłoroczne święta gdy po latach, udało się nam siąść w większym gronie i zaśpiewać wspólnie kolędy ?
Co zrobić z plemienną duszą ?
Tak sobie myślę, że ciągle gdzieś tkwi w nas pierwotny człowiek.. sporo widzę wokół albo koczowników ( poczytajcie sobie fantastyczny blog Bartka i Marty ), którzy swój dom pakują do juków idąc wciąż przed siebie i osadników-gniazdowników, dla których gniazdo to rzecz niemal święta ( wszyscy chyba znają Chatę Magoda i jej mieszkańców ) Zastanawiam się nad sobą, do której kategorii mogłabym się przypisać .. i wydaje mi się, że trochę we mnie z jednego i z drugiego.. Może też jest tak, że najpierw trzeba wyruszyć w podróż i przejść trochę, żeby trafić na swój kawałek nieba? Ja gdzieś przespałam, zapętliłam się i teraz ani w podróży ani w gnieździe.. mam swoją ziemię, trawę i drzewa, a wciąż jeszcze nie wiem czy chciałabym wyruszyć w podróż czy już się osiedlać ?
Czytałam wypowiedź, w której jeden z podróżników powiedział: ktoś kto jedzie w podróż i wraca do swojego domu to turysta, ktoś kto jedzie wciąż przed siebie to podróżnik; sama określałam to tak, że jeśli wyruszam w podróż i mam dom do którego mogę wrócić to zwiedzanie świata, jeżeli podróżuję nie mając dokąd wrócić to styl życia.. Nawet przyjmując to ekstremalnie znaczenie, nie umiem zdecydować gdzie ciągnie mnie dusza..
Czasem mam wrażenie, że moja ziemia, zwierzęta, tysiące ważnych spraw.. to kotwice, które mają powstryzmać mnie przed wyruszeniem .. czasem jednak myślę, że moje marzenia o wyruszeniu w świat to jak zacumowany żaglowiec w porcie bez postawionych żagli.. daje poczucie wolności, możliwości wypłynięcia, ale stoi tam tylko po to by to poczucie zapewnić …