28 września 2011

jedz, módl się i pracuj, kochaj

Postawiłam kolejny kroczek w układaniu swojej mozaiki życia.
Podróż Liz w poszukiwaniu siebie i swojej duchowości, wciągnęła mnie, wpisała się w czas, miejsce i moje osobiste przemyślenia. Brakowało mi harmonii i równowagi. Inspiracja napłynęła z kilku wydarzeń, filmów i książek. „Jedz, módl się, kochaj”, spięło dla mnie,          w jedną barwną opowieść, je wszystkie.
IMG_3136mIMG_3137m
Dołączenie do codziennego życia duchowego aspektu, odkurzenie i rozwijanie własnej wiary, dopełniło mnie, okazało się brakującą częścią w mojej podróży przez życie. Wiara w moim życiu zawsze była obecna, teraz jednak, podobnie jak moje „wiejskie życie w mieście” przestałam odkładać ją na półkę, „na kiedyś”, podeszłam do niej twórczo, z miłością. Myślę też, że z większą dojrzałością, gdzie obok emocji, jest miejsce na świadomą pracę nad sobą, na przemyślane wybory.
Jednym z piękniejszych zdań które niedawno przeczytałam było to, że „wiara jest nieustannym poszukiwaniem Boga”. Otwarło mi ono oczy. Wydawało mi się, że Bóg, to ktoś kogo się znajduje ( albo nie ), a potem trwa, raz lepiej, raz gorzej w tym związku. Mnie od dłuższego czasu – trwało się gorzej. Wtedy przyszło to olśnienie, że Boga szuka się całe życie, że tak jak w miłości, nieustannie tworzy się tą swoją relację, jedyną, niepowtarzalną, bardzo osobistą ścieżkę.
IMG_3145mIMG_3144m
Zafascynowana historią, odnalazłam w niej wskazówki dla siebie. Czytając o religiach świata,  o dawnych wiekach i ludziach, dla których sacrum i profanum, modlitwa i praca przenikały się wzajemnie, uzupełniały, a nie stanowiły przeciwieństw nie do pogodzenia, zapragnęłam zintegrować swoje życie, nie oddzielać więcej tych dwóch cząstek, istniejących we mnie od zawsze. Ponownie ( jak przy wiejskim życiu ) okazało się, że nie musze w tym celu udawać się w podróż dookoła świata ( chociaż kto by nie chciał ? ;) ), nie muszę też porzucać swojego życia i przywdziewać habitu, zmieniać gwałtownie wyznania, ani czynić żadnych rewolucji. Kropla drąży skałę. Drobne czynności, decyzje, które w tej kwestii podejmuję od kilku miesięcy, odmieniają mnie i ubogacają.
IMG_3041m
Wracam do siebie samej, odnajduję spokój duszy. Idę za pragnieniem swojego serca.

23 września 2011

pierwszy dzień jesieni

“Jeść gdy przyjdzie głód, spać, gdy przyjdzie zmęczenie. Wędrować ścieżkami przyrody i rozmawiać z drzewami.” 
Phil Bosmans “Szczęście na każdy dzień “
Niewątpliwą zaletą posiadania rodziców – maniakalnych maniaków zbierania grzybów, są jesienne rozkosze podniebienia. Co prawda grzyby obrodziły w tym roku kapryśnie, ale można by powiedzieć, idealnie z moimi gustami. Jak informowana jestem  licznymi telefonami, z grzybów obecnie są kurki.. i kurki, acha i jeszcze kurki. Zasilana paczkami świeżych kurek oddaję się grzybowej rozpuście, niemal codziennie :).
IMG_3080m Pragnąc żyć w rytmie natury, zastanawiałam się jak świętować pierwszy dzień jesieni..      Jesień zawsze kojarzyła mi się z powrotem do nauki, najpierw do szkoły, później na uczelnię. Niespodziewanie dla siebie samej, znalazłam się dzisiaj, pod grupą potężnych kasztanowców,  w mieście, gdzie studiowałam. Chodziłam znanymi ścieżkami, przesypując stopami  złote liście.  Z torbą pełną kasztanów, powitałam jesień.
IMG_3117m

11 września 2011

Wiejskie życie w mieście

Kilka lat temu “Dom nad rozlewiskiem”, obudził we mnie dawne pragnienia. Znalazłam Niebieski Domek, założyłam bloga i zaczęłam odliczać dni do przeprowadzki na wieś. Niestety marzenia o mieszkaniu w domku na skraju lasu zaczęły oddalać się w czasie. Oglądając blogi innych, czytając o remontach, budowach i o tym „lepszym, spokojniejszym życiu” na peryferiach, przyłapywałam się na frustracji, że wciąż żyję w mieście.
IMG_3059mIMG_3058m
Podczas jednej z włóczęg z psem, po podmiejskich lasach i łąkach zrozumiałam, że to ja sama kształtuję swoje życie, a nie miejsce w którym mieszkam.
IMG_3018m
Powróciłam do uwielbianej przeze mnie wegetariańskiej kuchni, kupiłam maszynę do pieczenia chleba, garnek do kiszenia ogórków, zaczęłam testować mlekomaty :). Dotarło do mnie, że jestem właścicielką pół hektara ziemi, która czeka aby się nią zająć. Czekają też nasiona dyń ozdobnych, które dostałam od zaznajomionego pasjonata :]
IMG_3028mIMG_3029m
Pierwszy chleb wywołał we mnie wiele emocji. Bezładna breja w formie, nie napawała mnie optymizmem, zwłaszcza że pierwszy „wypiek”, który potraktowałam naprędce, wrzucając składniki do maszyny, bo wg gotowej mieszanki to „tylko 3 minuty” – kompletnie się nie udał. Przy drugiej próbie zdesperowana wyjęłam całość z formy na prowizoryczną stolnicę i zaczęłam ciasto ręcznie ugniatać. Otworzyłam drzwi do wspomnień, kiedy razem z Babcią, jako mała dziewczynka, robiłyśmy ciasto na makaron, na pierogi, na pączki, na kopytka…. Dłonie same przypomniały sobie kiedy dodać jeszcze maki, a kiedy wody…Z niecierpliwością czekałam na wynik pracy. Kiedy zobaczyłam śliczny, gorący bochenek błogość zalała mnie od stóp do głów :) .
 
Siedząc wieczorem na balkonie, z kromką własnego upieczonego chleba, z przytulonym do nóg psem,  głośno mruczącymi kotami… wsłuchując się w  skwierczące nad głową jaskółki, kiedy wiatr przyniósł zapach jezior … zapominam o tysiącach światełek innych mieszkań. Zaczęłam swoje wiejskie życie… w mieście.
IMG_3007mIMG_3014mIMG_3013m