20 lutego 2017

fred& george _ 2 _choroba


Ciężka noc za mną… Wiosenne roztopy, osłabienie i znów wirusy atakują. W drodze powrotnej z centrum handlowego prawie wszystkie szybowce kichały i Alfred też coś podłapał. Już myślałam, że skończy się na witaminie C. Przerodziło się jednak w poważny katar szybowcowy, a wszyscy wiemy jaki to problem. Szybowce nie potrafią sobie skrzydłami same wycierać nosa ! Spędziłam w hangarze całą noc, drapiąc Freda przy mocowaniu owiewki, bo to go bardzo uspokaja i śpiewając mu kołysanki. Niestety nad ranem dostał potężnej gorączki, więc zaczęłam go okładać lodem w obawie, że popęka mu lakier. Nagle zaczął tak potwornie kichać że w pewnym momencie uderzył mocno o beton ogonem i zamarł z przerażenia w bezruchu. Na nic nie pomogły prośby i groźby, nie pozwolił się dotknąć ani dać obejrzeć co się stało. Transport naziemny do warsztatu nie wchodził w grę. Normy smogu przy powierzchni przekroczyły 2 miliony procent, za nic nie zwiozłabym na dół tak zakatarzonego szybowca! Trzeba było  wezwać lotnicze pogotowie techniczne. Na szczęście Technicy stwierdzili, że to nic poważnego, skończy się tylko na kilkudniowym pobycie i przeglądzie. Zawiozłam mu do warsztatu jego ukochaną kołdrę w cumulusy, bo bardzo jest zestresowany.  Cóż, chwilowo będę do pracy  dolatywać rejsowym sterowcem. 

17 lutego 2017

Dzień Kota

Kupiłam całkiem nową, wypaśną podusię do psiego posłania. Od dwóch dni posłanie okupuje Killer i nie wpuszcza do niego psa, wszelkie próby kwitując przeraźliwym miauczeniowyciem.Wszystkiego najlepszego z okazji DNIA KOTA



Przy okazji może nie kota, ale na pewno świra dostałam dzisiaj wracjąc z pracy :) Opowieść z cyklu KOBIETA I AUTO :) Wracam z pracy, wyprzedzam jakąś melepetę, która jedzie 40 na godzinę na dwupasmówce, nagle Matiz traci moc, całkiem, czuję jak silnik próbuje jeszcze coś ze sobą zrobić, ale nie bardzo mu to wychodzi. Pędzę samym rozpędem, z tyłu za mną dojeżdża auto i jedzie na zderzaku, wiec nie chcę cisnąć po hamulcach, melepeta z prawej ani nie zwolni, żeby mnie wpuścić, ani nie przyśpieszy, chociaż świecę światłami awaryjnym jak choinka. W końcu udaje mi się zjechać, chyba siłą przekleństw. Nie dojechałam do znajomego miejsca gdzie mogłabym zaparkować i porzucić auto, więc ubrałam twarzową inaczej, pomarańczową kamizelkę, zepchnęłam na bok Cudo, ustawiłam trójkąt. Pierwsza myśl po otwarciu maski : "Ojciec mnie zabije" Okazało się, że gdzieś zgubiłam nakrętkę od pokrywy silnika. 10 minut i kilka poparzonych palców później wyciągnęłam ją z czeluści Cuda. Niestety pomimo dolania oleju, nie dało się wciąż uruchomić auta, więc musiałam wykonać telefon ostatecznego ratunku. Zadzwoniłam do Tatusia :) Spychanie auta po świeżo topiącym się oblodzeniu omijając nadjeżdżajace dwa tramwaje mamy opanowane level master. Tatuś nie zabił mnie głównie dlatego, że po obejrzeniu auta i objawów, które również mnie wydawały się skądyś znajome,  ledwo trzymał się na nogach... ze śmiechu. Okazało się, że jedyne co się mi zepsuło to lampka od rezerwy, a mnie po prostu skończyło się paliwo. :) O tym, że przy okazji szlag trafił mi jedyny zamek, którym da się otworzyć to auto i po dostaniu się do niego absolutnym cudem i po powrocie do domu uprzytomniłam sobie, że mam nie zamykać auta, zaraz po tym jak zatrzasnęłam drzwi, nie warto nawet wspominać. Jutro wycieczka po specjalistę od włamywania się do własnego auta :). Psychiatra też by się przydał :)

07 lutego 2017

Twój wymarzony, jedyny, prywtany Cumulus...

Wracałam zmęczona z pracy, wszędzie korki, kominy zapchane, ile można wytyczać nową trasę przelotową, no ile? W dodatku ta stłuczka, oczywiście Ci wyścigowcy nie potrafią przestrzegać przepisów, a potem wiszą w polu antygrawitacyjnym i udają, że to nie ich wina, że wszyscy musimy krążyć w zapasowych, naprędce otwieranych kominach do czasu usunięcia kolizji. Odstawiłam w przydomowym hangarze Alfreda, wyczyściłam go z wszystkich insektów, połaskotałam po lotkach i przestrzegłam, żeby nie gadał za dużo z innymi szybowcami, bo jutro wstajemy wcześniej niż zwykle. Na ostatnich nogach zjechałam windą na moje przytulne 11 piętro. Na ekranie powiadomień stos wiadomości w sprawie bieżących projektów.. Nie, nie, nie. Potrzebuję  najpierw odpocząć. Bezmyślnie włączyłam telewizję. Od razu osaczyły mnie krzykliwe, kolorowe reklamy „Nowy najlepszy pokrowiec dla twojego pupila”,  „Tylko nasze muchołapki nie powodują alergii na krawędzi natarcia”. Nie nadążałam ich wyłączać. Jakaś wybitnie nachalna co chwilę wskakiwała mi nad łóżko reklamując ośrodek wypoczynkowy dla znerwicowanych szybowców  „Chcecie odpocząć ?  Szybowcowy raj na wyciągnięcie reki”.  Nagle w tym chaosie  zapanowała cisza, hologramy zamarły jak zamrożone.  Jasne anielskie światło wykwitło na środku mieszkania. „Zapchane trasy przelotowe?  Kiepskie kominy? Pragniesz wolności?”  Tak, zdecydowanie tak… spersonalizowanie reklam osiągnęło już chyba mistrzostwo. „Mamy dla Ciebie rozwiązanie” kusiła reklama i muszę przyznać przyciągnęła moja uwagę.  "Tylko teraz, najnowsze osiągnięcie behawiorystyczne na wyciągnięcie ręki… Ty i Twój szybowiec, razem, wolni, niezależni … i ON … Twój wymarzony, jedyny, prywatny CUMULUS !!!” 

cdn.