20 marca 2016

FOX ! FOX ! FOX !

W sobotę zapowiadał się bardzo fajny lotny dzień, niestety nie dla mnie, wiosenna migrena znów dała znać o sobie. Stęskniona, jechałam  pomimo to na lotnisko.
Na miejscu czekał na mnie najpiękniejszy prezent. Zostałam wytypowana przez mojego Instruktora jako pasażer w locie kolegi, który miał  trenować loty akrobacyjne! Tak, pamiętam obiecywałam sobie, że więcej nie wsiądę do szybowca z migreną... ale wiecie... miałam lecieć FOXEM!!!!! a poza tym w końcu tylko jako pasażer nie? ;)
Emocje sięgnęły zenitu, kiedy zapakowałam się do tylnej kabiny i dociągnęłam przy pomocy kolegi wszystkie pasy, tak mocno żeby stanowić jedność z siedzeniem.
Dokładnie rok temu, w pierwszy dzień wiosny, leciałam po raz pierwszy szybowcem. Teraz w rocznicę miałam lecieć  prawdziwym, sportowym, jednym z najlepszych szybowców akrobacyjnych  MDM -1 FOX 
Pamiętam kiedy z poskładanymi skrzydłami  wyglądał jak śpiący ptak w gnieździe. Z wrażenia bałam się go dotknąć i tylko stałam w zachwycie patrząc na niego.


Teraz zaś siedziałam w środku i przygotowywałam się do lotu, odpytywana z awaryjnego opuszczania szybowca i przyrządów, które były kompletnie w innym miejscu i z powodu emocji kompletnie do mnie nie przemawiały. Możecie sobie wyobrazić jak bardzo byłam rozkojarzona, skoro wysokościomierz ustawiałam na 800 metrach nad lotniskiem do wysokościomierza w przedniej kabinie ;), (a to podstawowa rzecz którą robi się po wejściu do szybowca uuuuppppssss ). Można oczywiście przyjąć, że jako pasażer mogłam to zignorować, ale jednak szkoda  marnować okazji do nauki. Michał z którym leciałam omówił ze mną cały program akrobacji jeszcze na ziemi, wytłumaczył jak będzie zachowywał się szybowiec w poszczególnych figurach i co może być dla mnie całkiem nowe. Obiecał, że oszczędzi mi większych przeciążeń na pierwszy raz ;). Dotrzymał obietnicy, mieliśmy lekki lot tylko do 4,5 g przeciążeń przy 7g dopuszczalnych :). Byłam za to bardzo wdzięczna, bo nie do końca wiedziałam jak tam z moją dyspozycyjnością będzie. FOX nazywany jest AGRESOREM. Myślę, że to wystarczy za każde tłumaczenie ;). Umówiliśmy się, że po pierwszych dwóch figurach – najbardziej obciążających zapyta mnie jak się czuję i to zdecyduje o dalszym locie.
Żartowałam, że jak nie odpowiem, to znaczy że zemdlałam i właśnie gdzieś tam się ślinię w szaliczek z wywalonym językiem, więc będzie mógł zrobić wtedy już dowolną kombinację i nie będzie to miało żadnego znaczenia ;) .
W końcu podkołowała holówka, szybowiec został podpięty do liny, zamknięta kabinka… ruszył…
Już na rozbiegu czuć było, że to jest wielki, ciężki szybowiec. Chociaż nie pilotowałam, czułam tą potęgę od pierwszej chwili. Lot na holu za Gawronem trwał trochę, termika radośnie bujała, a mnie zaczęło się robić od tego ciepło w okolicach żołądka, na co byłam przygotowana, bo wiedziałam że przy stanie około migrenowym, do którego udało mi się wyciszyć migrenę przy pomocy hektolitrów yerby, nie będzie wesoło. Przełykałam ślinę, przymykałam oczy i mówiłam sobie kurcze wytrzymam, bo chce tego najbardziej na świecie…
W końcu wysoko po  północnej stronie lotniska wczepiliśmy się z holu, Michał wyrównał lot szybowca,  zameldował przez radio „Fox w strefie akrobacji”, zamachał zamaszyście skrzydłami ( zawsze tak rozpoczyna się na zawodach wiązankę żeby dać znać sędziom na dole o rozpoczętym programie ) a w moich żyłach zaczęła płynąć czysta adrenalina. Przeszły mi natychmiast absolutnie wszystkie dolegliwości. Jak ręka odjął.
Michał „włączył dopalacze”, wiatr na skrzydłach zawył ( Fox lata z prędkością do 280 km/h ),  a szybowiec runął w przestrzeń zaczynając swój taniec.
Ja zaś nabrałam oddechu  w płuca w zachwycie i tak już został mi ten zachwyt do końca lotu.
Nie potrafię powiedzieć co podoba mi się najbardziej. Czy to kiedy szybowiec pnie się pionowo w górę, aż w końcu wytraca całą prędkość, wszystko ucicha, a świat zastyga na ułamki sekund, czy to, kiedy potem przewala się kierowany ręka pilota przez skrzydło i pędzi w kierunku ziemi, czy jak liść opada na wietrze, wydawać by się mogło kompletnie swobodnie i bez żadnej kontroli, ale dopiero ze środka poczułam, że każde jego wahnięcie jest dokładnie zaplanowane, trzymane sterami. Czy zwariowane wirówki w beczkach czy beczki starannie dzielone na ćwiartki,  kiedy szybowiec przeskakuje jak precyzyjny mechanizm z jednego położenia w kolejne. Czy wtedy kiedy widzę przed sobą błękit nieba, czy zbliżającą się ziemie? Czy też wtedy kiedy zawiśliśmy do góry nogami i pędzili tak przed siebie podwieszeni do szybowca jak nietoperze.
Taki lot trwa bardzo krótko, ale ja tak chłonęłam każdą jego część że wydawało mi się, że lecimy bardzo długo. Szybowiec ciął powietrze jak strzała, tańczył na niebie. Kiedy patrzę na akrobacje z ziemi przypomina mi to tańczącą balerinę. Tam w górze czuć to jeszcze dokładniej. Mając przyjaciół, którzy tańczyli w balecie, wiem ile tancerz wkłada wysiłku, by ruch wydawał się właśnie taki lekki, niewymuszony, swobodny… ile potrzeba treningów, skupienia, poświęconego czasu. Z akrobacją jest tak samo. To perfekcja w pilotowaniu szybowca.
Kiedyś jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, że jestem baletnicą. Może kiedyś będzie mi dane tańczyć balet na niebie…

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa strasznie Cię przepraszam to pomyłka z tym usunietym komentarzem :( nie mam kompa,korzystam z komórki ,kliknelam z zamiarem gdzie indziej chlip chlip

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie wynalazłaś nowe niesamowicie skuteczne lekarstwo na migrenę!:-) Działa szybko i niezawodnie. Ma tylko jedną wadę - uwaga! - niesamowicie i w ekspresowym tempie uzależnia!;-)

    OdpowiedzUsuń