Przestało notorycznie padać, w zamian za to parno, duszno i upalnie. Jedyną szansą na przeżycie są długaśne spacery, przemykając się z cienia do cienia. Mundek ma swoja własną metodę - na spacerze większość czasu spędza pływając :)
Obrósł straszliwie, wiec dziś wielkie strzyżenie, nie wybieramy się na wystawy aż do września, bo ciągle nie mogę biegać, dlatego obetnę go krócej niż zwykle. Łatwiej będzie się go czesać ;) Dzięki obecności jeziorek czuje się trochę jak na urlopie. W pracy poza niepokojącą atmosfera czy nie zamkną nam oddziału i nie wyrzuca na bruk, nawet spokojnie. Ja chyba osiągnęłam juz szczyt możliwości zdenerwowania z tego powodu i teraz tylko biernie czekam na dalszy rozwój sytuacji. Biernie - bo z czekającą mnie, wiecznie przekładana terminowo artroskopia na głowie i tak nie widzę sensu szukania nowej pracy. Najpierw muszę być na chodzie i załatwić jeden problem, potem zajmę się następnym. Z problemami zresztą to jak z mrówkami i cukrem.. pojawi się jedna to za chwile będzie cale mrowisko ;)
Na szczęście udało mi się wygospodarować urlop i już się cieszę jak dziecko. Na razie leniwa pogoda sobotnio -niedzielnych dni i długie wieczorne spacery, całkowicie mnie odstresowują :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz