30 maja 2010

Bagienne potwory :)

Słoneczne dni umożliwiły nam dotarcie do naszego domku. Co prawda na piechotę, ale jednak jest to jakiś postęp. :) Zawaliło się trochę drzew, które trzeba było usunąć, poprawić ścieżki nad strumykami, skosić trawę, poprawić naszą kwiatową grządkę.
Wszystko to w sielskiej atmosferze... naprawdę zazdroszczę wszystkim którzy już mieszkają w swoich domach poza miastem.. też już bym tak chciała!

Niestety trochę zniszczeń pojawiło się również na działce - na bramę zawaliła nam się olcha. Moi obrotni rodzice zlokalizowali fragmenty prawdziwej wsi w okolicy, dzięki czemu. po wszystkich naszych "wsiowych" pracach mamy ucztę z prawdziwego mleka prosto od krowy i bułek prosto z pieca :).

Specjalnie dla czytelników i miłośników Niebieskiego Domku bagienna relacja :D
Korzystając ze słonecznej pogody ,zapuściłam się na bagna ( daleko nie musiałam, pół działki mamy po deszczach grząskie, ale wybrałam się na opisywana wcześniej drogę >:-] ) Widoki oczywiście zapierające dech w piersiach, ale miała być relacja z bagien, więc lekceważąc lekko podmokłe tereny zapuściłam się głębiej - w końcu do drogi miałam dotrzeć. Kępy roślinności malowniczo zapadały się pode mną, wydając radosne bulgotanie. Tym razem w klapkach i spodenkach, bo żadne kaloszki by nie starczyły.. no może wodery... Niestety do lasu po drugiej stronie nie dotarłam, focąc cudne krajobrazy zapadłam się po kolana -za długo stałam w jednym miejscu. Nie żeby to było jakieś szczególnie przerażające czy niebezpieczne.. ale przypomniałam sobie o istnieniu pijawek :))))) Na lecznicze właściwości tychże jakoś nie miałam ochoty, nie żebym się bała takich małych zwierzątek, ależ skąd... :)))) Fakt czy w tym ekosystemie mogą żyć pijawki postanowiłam rozstrzygać później... ;)

Odpowiadając na Wasze nieme pytania... tak żyją tam miliardy komarów :)
Co roku przyzwyczajamy się do nich od nowa, niedługo zostaniemy specjalistami od zwyczajów tych zwierzątek - wiemy kiedy żerują najbardziej, czego nie lubią, wdrożyliśmy się w naturalny proces przemieszczania i podrygiwania, nawet kiedy stajemy w bezruchu...Moja mama zaś waży specjalna miksturę, której głównym składnikiem jest spirytus i goździki ,ale wiecie... łapki pająka , skrzydełka nietoperza, czułki ćmy, wszystko pomieszać przy pełni księżyca i odstawić na dwa tygodnie...

Wasz nieustraszony podróżnik

23 maja 2010

Majowe Inspiracje Mocy- Witraże

Inspiracje Mocy to taka po-Progresteronowa inicjatywa - trwająca cały rok, obfitująca w różnorodne warsztaty w cyklu ciągłym ,albo comiesięcznym :)
W tym miesiącu w ramach nagle spadłego mi z nieba urlopu i ostatnich moich fascynacji ręcznymi robótkami , oraz zapewne w wyniku przeznaczenia- bo miałam być na warsztatach tańca indyjskiego - wylądowałam w pracowni witrażu.

Tematem przewodnim był aniołek, z mocnym postanowieniem , iż cokolwiek nam nie wyjdzie aniołkiem będzie bez żadnego ale :)

Ku mojemu olbrzymiemu zaskoczeniu i niebotycznemu szczęściu, mój pierwszy w życiu obiekt witrażowy -NAPRAWDĘ przypomina Aniołka :D Magiczny niewątpliwie, bo skropiony własna krwią :)

Oczywiście nie zabrakło radosnej twórczości - psychologia malowana czyli coś co uwielbiam :)

Przy okazji zostałam uświadomiona, że w celu zwalczenia migreny- kawa musi być słodzona! Działa - cierpiałam tylko 20 minut .. wow!
Na koniec były warsztaty filcowania na mokro i na sucho :)
Na mokro mamy też ścieżki spacerowe, to nie rzeka to chodniczek, kaczkom bardzo odpowiada dodatkowy akwen :)

Doszła nam też jedna po spacerowa czynność - suszenie psa :D Jak widać w pełni aprobowana przez samego zainteresowanego ;)

13 maja 2010

Balkonowo

Po zimie ostał się tatarak, radośnie i na zielono witając wiosnę. Pomimo słomy, reszta roślinek postanowiła sobie zdechnąć malowniczo. No może nie wszystkie - dzika trawa i jakieś coś - nie pamiętam czy to marchewka, czy koperek.. czy co innego... bujnie szurnęło się również ... Nauczona doświadczeniem, zrobiłam małą reorganizację i mój prywatny staw z łąką doczekał się drugiej edycji:)

Zobaczymy czy dożyje ciepłych dni i czy coś będzie rosło :)

Jak już się tak straszliwie napracowałam przy tych swoich hektarach, to przyszedł czas na książkę i odpoczynek ostatnich urlopowych dni, przed nową pracą :)

10 maja 2010

Domu na bagnach sezon rozpoczęty

Dom na bagnach to nasza wersja "Domu nad rozlewiskiem". Kameralnie, bez prądu, bieżącej wody, za to można podziwiać naturalny ekosystem bagienny w całej rozciągłości >:-]. Droga, którą miałam w cichych marzeniach za idealną, obecnie wchodzi w skład bagiennych rozlewisk o szerokości jakichś 60 metrów w poprzek i ciągnących się na jakieś 6 km ...w jedną stronę >;-]. Własnoręcznie, a właściwie własnonożnie sprawdzałam z Tatusiem. W drugą stronę sobie odpuściliśmy, bo i tak nie dotarliśmy do końca i trawersowaliśmy sobie jelenimi ścieżkami.. Już prawie się przestraszyłam, że się zapadnę, ale przypomniałam sobie, że dzik czy jeleń na pewno ważą więcej ode mnie, a skoro one przeszły - to ja też. Całość zaś odbywała się w moich nowych kaloszkach! Ha! Wreszcie mam kolorowe kaloszki.. tylko kupiłam je sobie ciuteniek za wąskie w stopach.. Mamusia się cieszy...bo na nią dobre są >:-]
Doszliśmy z bratem do wniosku, że taniej niż budowanie grobli, mostów i innych takich, wyjdzie nam kupić sobie terenowe auto ( na pewno nie spala więcej niż moje kombi >;-])i jeździć na około inną drogą.. bo przez bagna ugrzęźnie absolutnie wszystko .. Tylko się zastanawiam jak dojedzie do nas grucha z betonem na fundamenty... chyba siłą rzeczy wybuduję dom najbardziej ekologiczny w całym kraju ..:))))
W każdym razie sezon niebieskodomkowy uznałam za otwarty oficjalnie :D

Niestety dopadła mnie migrena i w czasie kiedy moi rodzice krzątali się wokół gospodarstwa, np robiąc wyciąg do studni...

...ja przeleżałam w sypialni..

Migrena dała mi tak popalić, że z miejsca zaczęłam oczyszczanie, aby wspomóc akupunkturę na którą teraz chodzę. Nie wiem czy oczyszczanie pomoże akurat na migrenę, bo jakoś łeb ćmi mi dalej... ale.. przynajmniej mam jakieś złudzenie, że coś robię żeby nie bolało bardziej... akurat mnie przy migrenie boli mniej na pusty żołądek.. ;)

05 maja 2010

Jaśko Czapajew

Kiedy zapytam jakie zwierzę byłoby najbardziej abstrakcyjne do mieszkania w bloku na 4 piętrze, to co przychodzi Wam na myśl? :)
Urodził się w inkubatorze, nie wie, co to przyjazne, ciepłe skrzydła mamy, swoje życie zaczął jako żywa dekoracja świąteczna w hipermarkecie. Jego stado zapewne trafiło do ciasnych klatek, aby stać się pieczystym, on miał trafić do klatki obszerniejszej, tyle że finał dokładnie miał być taki sam. Przeznaczenie chciało inaczej :). Wtrąciło się i mała anonimowa kulka trafiła do mojej przyjaciółki.
Już pierwszego wieczoru zasnął przytulony pod kocem do swojej zastępczej mamy, kilka dni później oficjalnie zostało nadane mu Imię Jaśko, a jego właściciel uroczyście oświadczył, że go nie zje ( ani nie nakarmi nim żadnych z jego ulubionych pełzających zwierzątek ) :). Jaśko dostał sztuczną grzędę w postaci starej czapki i tak już z pełnym imieniem i nazwiskiem rozpoczął beztroskie życie kury - dosłownie - domowej.
Przedstawiam Wam Jaśka Czapajewa :)

Ulubionym zajęciem Jaśka jest oczywiście próbowanie wszystkiego przy pomocy dzioba, grzebanie we wszystkim, a jego ciekawość nie zna granic :) Obecnie w trakcie pierzenia, ( wiec wygląda jak prehistoryczny dinozaur, albo jakby wyleciał spod kosiarki ), już zaczyna wypróbowywać swoje skrzydła i zaczyna eksplorować wyższe partie mieszkania :). Uwielbia przytulać się do swojej mamy, przepada za drapaniem po szyi i z uwielbieniem oddaje te pieszczoty przeskubując jej włosy, iskając dłonie i gruchając przy tym miłośnie. Czapajew nie odstępuje mojej przyjaciółki na krok, domagając się odpowiedzi na swoje nawoływania, jednym słowem prawdziwa kurza rodzina :)

Jak przystało na młodego, prawdopodobnie koguta (nie jest to sprawdzony fakt ;) ) swoje przyszłe podboje, Jaśko ćwiczy na domowym persie, przeganiając go namiętnie ze swojego terytorium :)

Nowoczesny Kogut nie może się już dzisiaj obejść bez internetu, wiec Jaśko ma swoją ulubioną grzędę tuż przy monitorze :)

Beztroskie dni w mieszkaniu niedługo przemienią się w beztroskie dni w znalezionym nowym domu, kurniku ozdobnym, wiec prawdopodobnie na balkonie 4 piętra nie rozlegnie się pianie o poranku ... ale kto wie? :). Jaśka nie da się nie kochać... :))))

Uwielbienie dla drobiu, zostało mi wszczepione w genach. Moja mama jako mała dziewczynka miała swojego ukochanego, niemego koguta Kokotka.:)
Myślę , że po tej opowieści nikt nie zdziwi się więcej ze KOCHAM KURY!