25 lipca 2016

Zanim powiesz " nie dam rady"


Zwykle po lotnych dniach emocje same pisały w mojej głowie opowieść. Teraz wszystko co chciałabym napisać wydaje mi się banalne. Nie wiem jak opisać szczęście. Absolutne, wypełniające całego człowieka.
Różne myśli przechodziły mi przez głowę. Niedowierzanie, że latam. Wątpienie w swoje możliwości. Czasem nawet zastanawiałam się, czy nie oszukuję siebie, bo stres momentami bywał tak duży, że zakrywał radość latania. Mówiłam sobie wtedy, kobieto, co ty wyprawiasz, nie nadajesz się do tego, myślisz że to kochasz, a przecież czasem boisz się wsiąść do szybowca. Daj sobie spokój. Powiedziałam jednak – zrobię licencję, zrobię to dla siebie, dla mojego największego marzenia w życiu. 
Zaufanie
Wiem, że nie wierzę w siebie, nie doceniam. Słyszałam jednak od Instruktorów, że daje radę, ogarniam, myślę. Zaczynało lekko kropić, mała mżawka. Nigdy wcześniej nie latałam sama w deszczu. Właściwie nie latałam w deszczu w ogóle. Wsiadłam do szybowca. Pati podniosła kciuki do góry. Zaufałam im, nie sobie.
Poleciałam. Sama. Stres był, jeszcze większa koncentracja. Krople wody rozpływały się po kabinie szybowca. 
Zdziwienie
Nie chciałam wysiąść z szybowca. Nie dlatego, że coś powinnam, nie chciałam wysiąść, bo chciałam lecieć jeszcze raz z czystej radości latania. Poleciałam.
Fascynacja
Było jeszcze trudniej, mżawka przez moment stała się regularnym deszczem. Bocian schodził w dół  jak łódź podwodna. Zawróciłam do lądowania w połowie lotniska, nie miałam już wysokości żeby polecieć dalej. Byłam zachwycona. Tym, że sprawia mi to radość. Tym, że wiem co robię i dlaczego.
Determinacja.
Zaliczyłam termikę instruktorską. Instruktorzy z którymi latałam, rozjechali się na wakacje, do pracy, na zawody. Przekroczyłam swój mały prywatny Rubikon. Na własne życzenie „pozbawiłam się” obecności Instruktora w drugiej kabinie. Zostałam sama. Ze stadem galopujących myśli. Z naszą nową Instruktorką Pati .
Wytrwałość.
Wyprowadzania z korkociągów uczyłam się przed pierwszymi lotami samodzielnymi, ale było to rok temu. Pamiętałam, ale takie rzeczy warto przećwiczyć, bo ratują życie.
Koszmarnie gorąco. Mozolne wykręcanie się na odpowiednią wysokość pierwszy lot - nic z tego. Drugi, złapałyśmy komin. Zanim doleciałyśmy na 1200 m już miałam dosyć. „Nie nadaję się” huczało mi w głowie. „Nie dam rady” - kiedy w jednym z korkociągów za wolno zareagowałam, bo za dużo chciałam na raz. Powoli dopadał mnie ból głowy. Teraz albo nigdy. Czasem sprawy trzeba postawić sobie na ostrzu noża. Poleciałyśmy trzeci raz. Pierwszy, drugi, trzeci korkociąg… następny. Żołądek miałam w okolicach oczu, więc żadnych dodatkowych atrakcji nie było. Nie wiem która z nas żałowała tego bardziej. Pati jest szybowcową akrobatką. Zadanie zaliczone. Wiedziałam, że w razie „W” dam radę wyprowadzić szybowiec z korkociągu.
Motywacja
Kolejny dzień był jeszcze bardziej gorący. Niemrawe kłaczki snuły się nad lotniskiem. Raczej nie ma szans na moją termikę. „Nie dam rady”. W głowie miałam wizje powrotu do Niebieskiego Domku, napełnienia małego baseniku wodą, leżenia z dobrą książką i zimną lemoniadą. „Lepiej żeby się coś nie udało, niż żałować, że się nie spróbowało” powiedziała Magda. Zostałam. Chociaż wizja Niebieskiego wciąż krążyła mi po głowie.
Zanim powiesz „nie dam rady”
Wiedziałam”, że hol za samolotem nie będzie dla mnie łatwy. Zaczęło być termicznie, a to oznacza że i samolotem i szybowcem będzie trochę szarpać. Przyzwyczaiłam się już jednak, że w lataniu jakoś niewiele rzeczy jest dla mnie łatwych, ciągle pod górkę. „Nie mam talentu”. Wsiadłam do szybowca. Trudno. Nie każdy jest orłem. Polecę po kręgu, oswoję się psychicznie, że zaczynam latać termikę. Start zespołu. Pilnuję się ogona samolotu. Trochę szarpie, ale właściwie nie zwracam uwagi. Wyczepiam się w pierwszym kominie. Na 600 m. Tyle mogłam zrobić dla swojej psychiki - moja graniczna wysokość na której czuję się komfortowo póki co. Odległość od lotniska – rzut beretem, ale fakt, że znajduję się poza kręgiem lotniskowym jest dla mnie przeżyciem. Krążę w 2 m/s, niezbyt dobrze wycentrowany komin, ale w głowie mam już głos Jacka „na początku nie centruj idealnie pierwszego komina jak jesteś nisko, ważne, że idziesz do góry” Trzymam więc maskę równo pod horyzontem. Rozglądam się, bo jestem blisko podejścia do pasa. Wysokość powoli rośnie. Na 800 metrach podejmuję ryzyko szukania kolejnego kłaczka. Na południu wypatruję miłego uśmiechniętego cumulusa. Najbardziej obiecującego w zasięgu. Prostuję w jego kierunku i zbliżam się powoli od nawietrznej. Wysokość topnieje… najwyżej nie dolecę, jestem blisko lotniska, mam gdzie lądować. Nagle zasysa mnie prąd powietrza. 2, 3, 4 m/s ...zakładam i zaczynam krążyć w powietrznej karuzeli. W euforii piszczę przez radio „4 m/s!”. Zniknęła cała moja niepewność. Przy kolejnym obrocie centruje komin lepiej, lecę do góry w 5 m/s. Teraz czuć, że to naprawdę „winda” i to bardzo szybka. „Bocian już w kosmosie” podobno powiedziała Pati, wypuszczając kolejny szybowiec na termikę. W pewnym momencie zamyka mi wariometr. To znaczy, że pędzę do góry z prędkością większą niż 6 m/s - takie kominy trafiają się rzadko! Na wysokości 1500 m, powoli noszenie spada do 2 m/s, to znaczy, że jestem blisko podstawy chmury. Mogłabym się jeszcze kręcić, ale mój cumulus razem ze mną odnoszony jest przez wiatr coraz bardziej nad Częstochowę, z dala od lotniska. Na niebie tylko nieliczne kłaczki i wielki błękit. Mogę nie mieć na czym wrócić. Pamiętam przestrogi Larsona. Porzucam więc przyjazną chmurę. Lecę pod wiatr do kolejnego kłaczka. Na górze kierunek wiatru jest inny, podlatuję wzdłuż lotniska. Niedaleko pode mną  błękitna wstążka Warty. Dalej jezioro Poraj i lasy.. a w nich mój Niebieski Domek.
Dołączają do mnie dwa szybowce. Magda w Puchaczu i Ada w Juniorze. Kręcimy z Magdą kolejne kominy. Raz wyżej ja, raz ona. W pewnym momencie krążymy na jednej wysokości, naprzeciwko siebie, możemy sobie pomachać. Pomiędzy kominami latam wokół lotniska i podziwiam widoki. Zniknęły wszelkie kłaczki. Pozostała nam bezchmurna termika. Podlatuję do naszych „lotniskowych dawców termiki” czyli zakładów, wyrobisk,  „wygryzionych” pól. Jak to zażartowała Pati, termika bezchmurna jest momentami zabawna. Lecisz i właściwie to czasem  nie wiesz co nosi i dlaczego. Od czasu do czasu, kiedy spadam na 800- 900 metrów myślę, chyba to już koniec rumakowania. Wtedy znajduje komin nad jakąś łachą piachu w trawie, wielkości dwóch samochodów i spokojne 2 m/s  windują mnie z powrotem w górę. Wytyczam sobie kolejne punkty do których chcę dolecieć, blisko, właściwie wokół płyty lotniska - bo co to jest 5 km zasięgu,  ale mam nieziemską frajdę i czuję się niemal jak zawodnik Grand Prix. W pewnym momencie łapię przebiegającą myśl w głowie – matko, a niewiele brakowało żebym zamiast latać siedziała w jakimś baseniku… przenigdy! Znikają wszystkie wątpliwości. Zostaje niezmącone niczym szczęście.
Półtorej godziny później Patka wywołała mnie do lądowania. Przezorność i doświadczenie Instruktora. Zmęczenie poczułam przy lądowaniu. Na ziemi fala endorfin wypełniła mi wszystkie zakątki umysłu.
Naprawdę myślałam, że nie nadaję się do latania i nigdy się nie nauczę ? Nie, to była jakaś pomyłka…


8 komentarzy:

  1. Dagmara. Mam to samo. Co prawda nie chodzi o latanie, ale o zwykłą egzystencję. Nigdy nie mówię, że nie dam rady. Zawsze próbuję to zrobić i nie przestaję dopóki mi się nie uda. Jestem w tym cholernie uparty.
    A Ty?
    Z tego, co czytam, to także nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych.
    I tak trzymaj...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą" powiedział ktoś i miał rację! Tylko tak, mimo początkowych wątpliwości, a nawet niepowodzeń, można przekraczać samego siebie. To nigdy nie jest łatwe, a czasem wydaje się już niemożliwe pójść dalej. Ale potem jest już tylko czysta RADOŚĆ!!

    OdpowiedzUsuń
  3. To samo czuję w stajni i na padoku - i ten głos wewnętrznego krytyka: "za stara jesteś, nie nadajesz się, spadniesz zaraz i się połamiesz, nie galopuj, bo nie uda się..." I co? I się udaje;)) A jaki czad!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie złe demony są w naszych głowach :) Trzeba je ignorować :)))

      Usuń