30 sierpnia 2009

Żeglarskie wspomnienia

W czasach przed Niebieskim Domkiem - mieliśmy swoje miejsce nad jeziorem w hangarze naszego klubu żeglarskiego.

Przyjeżdżaliśmy tam w każdy prawie weekend sezonu, od wiosny do jesieni, nocowali w hangarze, zajmowali się sprzętem i oczywiście pływali - często na zasadzie przyjemnego leniwego wożenia się po jeziorze :)

Pewnego dnia męska część płynęła nawet na pomoście - kiedy zimowe mrozy i wiosenne wiatry zaholowały go na drugi brzeg..

Zdarzyły nam się też nocne regaty, holowaliśmy się za omegami na kołach ratunkowych i kąpali w jeziorze w czasie burzy. :)

Wieczorem obowiązkowy grilik i ognisko.
Samo nocowanie w całkowitych ciemnościach blaszaka ( daleko było do wyłącznika światła od hamaków ) też było atrakcją.. :) Czasem nocowaliśmy na łodziach, czasem na pomoście.

Wspaniałe czasy i klimatyczne miejsce, pomimo nieustannych pielgrzymek ludzi, którzy często wybierali ścieżkę pomiędzy naszym stołem a krzesłem - cóż cześć naszego narodu nie grzeszy inteligencją i kulturą ;)
W tym roku wzięło mnie na wspominki, bo myślę że hangar definitywnie odchodzi w przeszłość i trochę mnie to smuci.
Rożne zawirowania prawno -ludzkie doprowadziły do zmierzchu klubu. Próbowaliśmy zwodować w tym roku łodzie - ale niestety - teraz nie ma już nawet prądu.

Szkoda. Chociaż pewnie wszystko ma swój czas i miejsce.
Odeszła era Hangaru, nadeszła era Niebieskiego Domku :)

22 sierpnia 2009

Śpieszmy sie kochać ...


Wczoraj wieczorem byliśmy na cudownym weselu naszych przyjaciół. Pomimo ze większość wesela przesiedziałam przy stoliku ( odważyłam się jedynie na spokojne kółeczko, pociąg i jeden wolny taniec z bratem :) ) Bawiłam się cudownie.
Piękny zabytkowy , mały kościółek, wspaniała sesja plenerowa ze stylowym samochodem w Cieszyńskiej Wenecji, piękna sala, świetny zespół, dużo zabawy, śmiechu, tańca.

Wczoraj wieczorem zginął w wypadku brat Julii - narzeczonej mojego brata.
Straszne wydaja mi się moje wczorajsze słowa i prorocze. Wychodząc po zaślubinach, podzieliłam się refleksją na temat położenia kaplicy - "Dziwnie trochę, prosto z Kościoła na cmentarz... "

Nie wierze w to co się stało. Nie chcę uwierzyć. Boje się nawet pomyśleć co czuje Julia...

17 sierpnia 2009

Zimowe motyle zmartwychwstaja latem


Kiedyś w zimowy dzień dostałam barwnego motyla. Wielki, piękny , kolorowy. Wiedziałam ze bez słońca i kwiatów zginie i było mi bardzo żal jego, jego przedwczesnego przebudzenia i tego że nie mogę go uratować.
Kilka dni później kiedy śpiewałam na uroczystości religijnej, obok mojej twarzy wleciał do kaplicy kolejny motyl. Tak samo wielki i kolorowy, równie samotny. Miałam nadzieje że może cieplarniane kwiaty wokół ołtarza pozwolą mu przetrwać, ale za mało w nich było pożywienia dla jednego motyla. Usiadł na moich dłoniach, a ja bardzo chciałam, by był nadzieja dla mnie. Ale motyle umarły tak jak moja miłość.
*
Przyjechałam do Niebieskiego Domku w środku lata, otwierałam okiennice, kiedy wirując wokół siebie wleciały do wewnątrz motyle - wielkie, kolorowe, radosne. Tańczyły z firankami i wokół mnie w swoich zalotach. Pomogłam im wyfrunąć przez okno na łąkę.
Obudził mnie szum wiatru, ze snu o ciepłych ramionach i mocnych udach. Wyszłam przez drzwi wprost w wirujące motyle, a kiedy zmyłam resztki snu zimną studzienną wodą i stanęłam na progu jeden z nich przysiadł mi na stopie .
Rozłożył skrzydła i odleciał do swojego partnera i pełnych nektaru kwiatów.
Pomyślałam że już nie muszę opłakiwać zimowych motyli, bo wiem ze zmartwychwstaną latem.

11 sierpnia 2009

Niebieski Domek



Powoli porządkujemy domek i otoczenie.
Niestety odkryliśmy że ściany Niebieskiego Domku pożerają korniki. Nie wiadomo czy i ile uda się z niego uratować. Czy powinniśmy zacząć jego ratowanie już teraz? Tylko jak to zrobić? Plany się zmieniają. Żal mi Niebieskiego Domku. Wiem że będę próbować go zachować. Może chociaż tylko kilka belek ( krokwie i strop są zdrowe )- jako przeniesiony w inne miejsce domek gościnny?





10 sierpnia 2009

Renesans kobiecosci -sesja zdjeciowa- o trudnej akceptacji siebie






Dostałam fotografie z sesji zdjęciowej pod roboczym tytułem kocham swoje ciało - kocham siebie cała.. Kiedy patrzę na nie, myślę sobie ze musze siebie kochać.. bo jeśli inni widza mnie taka jak na tych fotografiach, to moja jedyna szansa na miłość..
Czy to ja jestem tak koszmarnie brzydka czy trafiłam do fotografa bez litości?. Instynkt samozachowawczy mówi mi ze to drugie, bo pewnie inaczej musiałabym iść się utopić.. z przyzwoitego poczucia estetyki ..
Patrzę i czuje się jak przedmiot w sesji, nie jak podmiot, a miało być tak pięknie..
Miałam patrząc na zdjęcia poczuć się piękną kobieta pomimo dodatkowych kilogramów. Trudno jednak taka się poczuć, skoro nikomu nie przeszkadzało że pochylając głowę, czy inaczej siadając eksponuje fałdki na brzuchu i tworzą mi się dodatkowe podbródki .. a nogi wyglądają jakbym miała je trzy razy grubsze..
Okrutna prawda, wyglądam jak pasztet, ale czy nie ma innej strony medalu, nie ma dla mnie szansy? Czy ten jeden raz nie zasługiwałam na to by ktoś zadbał bym na zdjęciu wyglądała lepiej - nie gorzej ?



Przez kilka miłych chwil podczas sesji tak mi się wydawało.. ze ktoś zrobi mi zdjęcia, na których nie będę wyglądać na 40 kg nadwagi więcej niż mam, ze z radością pomyślę, że takie zdjęcia chętnie wysłałabym ukochanemu mężczyźnie.. ze w ogóle mogłabym takowego mieć, skoro tak ładnie wyglądam...
No dobrze, rozczulam się nad sobą .. nadwagi ukryć się nie da, ale dlaczego do cholery na wielu z nich mam wybałuszone oczy, grymas na twarzy ? Czy koniecznie właśnie ten moment warto było zatrzymać?
Z setek zrobionych zdjęć dostałam około 50 ... Niektóre nie nadają się do publikacji, chyba ze ktoś chciałby mi zrobić krzywdę, a ja nie chce, wiec publikować ich nie będę.. Jeśli gdzieś się ukarzą, trudno - podpisałam zgodę na publikacje, zniosę to dzielnie .. taka ze mnie dzielna dziewczyna, która uśmiecha się kiedy jej ukochany odwraca się od niej ze wstrętem, odchodzi, a ona mówi poradzę sobie z tym ..

Zdjęcia są piękne, robił jej profesjonalny fotograf.
Cóż jestem odważna kobieta, która nie boi pokazać światu jak wygląda naprawdę.. Zdjęcia z humorem, w pięknych plenerach. Po kilku godzinach przepłakanych ukradkiem w toalecie biurowej i szlochania w poduszkę w towarzystwie kotów, jestem gotowa spojrzeć na nie łaskawiej. Jak na tak brzydka kobietę wyszłam bardzo ładnie. Mogę się nimi chwalić. Nikomu nie powiem ze chciałam wyglądać pięknie, tylko chciałabym być piękną kobieta.. choć przez chwile...
Pomimo to patrzę na te zdjęcia z czułością. Widzę w swoich oczach ta nadzieję, tą ufność, uczucie że jestem wyjątkowa, piękna i szczęśliwa ... i ze to wszystko to prawda..





Renesans kobiecosci- fotograficzne prowokacje
www.fotomargo.pl

07 sierpnia 2009

Koncert U2 Chorzow 2009

Telefon od Agi "Mam bilety! Przyjeżdżam z gór rano szykuj się"
Dżinsy, bluza z kieszeniami - bo idziemy na płytę, ochraniacz na kolano i coś czerwonego.
Parkujemy kolo mojego biura w centrum. Dalej juz tramwajem. Mnóstwo ludzi , wszyscy się śmieją i głośno rozmawiają. Na bramkach juz luz, jesteśmy za późno żeby trafić do Golden Circle. Za późno nawet żeby być bliżej sceny ( jechałam po pracy ) ale mamy miejsce na wprost sceny.

Zbiera się tłum i nas dopycha nieco bliżej. Trochę jeszcze siedzimy, wchodzi Snow Patrol czyli support - grają świetnie - wzdychamy obie do lidera grupy i wokalisty ...dzisiaj można :)

Przerwa na techniczne ustawienia dłuży się, zgasły światła zaczynamy wyć.
Cichnie muzyka ale i tak pękają bębenki w uszach, wszyscy krzyczymy.
Wtedy uderza nas dźwięk gitar, U2 na scenie . Szalejemy.


W środku przerwa - Edge ma urodziny, otwierają szampana , śpiewamy happy birthday i sto lat na zmianę. Potem znów szaleństwo, śpiewamy razem z Bono.
Nie czuje nóg, to nawet dobrze, gorzej jakbym czuła kolano. Mdleją mi ręce, ale i tak klaszcze i trzymam je w górze.
New Year’s Day. Rozpinamy nasze płachty. Nic nie widać, dopiero na drugi dzień w internecie podziwiam efekt.

( zdjecie z portalu wirtualna polska )
Chwila refleksji, wychodzą wolontariusze w maskach Aung San Suu Kyi. Prześladowanej laureatki pokojowej nagrody Nobla z Birmy.
Znów śpiewamy.





Bono dziękuje nam że mógł przyjechać znowu do nas. Zapalamy komórki i tworzymy wielka "milky way" wokół "space ship" sceny.

Ostatnie utwory, kołyszemy się, skaczemy klaszczemy żegnając muzyków.
Potem cisza. zapalają się reflektory. Zmęczone ledwo trzymamy się na nogach. Podchodzimy do sceny i do wyjścia.


Przeczekując pierwsza fale wracających , siedzimy na trawniku . Nad nami Księżyc ,Jowisz i sceniczny space ship.

03 sierpnia 2009

Debiut literacki :)!


Dzisiaj rozpiera mnie duma i radość. Opublikowano mój tekst na portalu kobieta puszysta :). Piszę, ale "do szuflady", no i teraz blog ;). Pierwszy raz odważyłam się przesłać krótki tekścik i się spodobał. Tak mi miło na serduchu!
Zapraszam na portal Kobiety Puszystej :)

KSIĘGA MITÓW PUSZYSTEJ KOBIETY

02 sierpnia 2009

Czas leniuchowania


Dwa tygodnie minęły jak mgnienie, na szczęście mieszkam w okolicy, która z jeziorami, łąkami i lasami nie odbiega drastycznie od wakacyjnych tematów i adaptacja może przebiegać powoli :) Swoja prace też lubię i miło się do niej wraca. Mimo to urlop to dla mnie czas kiedy totalnie wypoczywam i najchętniej zachowałabym w zwyczajach dwumiesięczne wakacje z czasów szkolnych :). Choćby dlatego, że chciałabym pojechać wszędzie:) Nad morze, w góry, nad jeziora i na jakąś zagraniczna wycieczkę, żeby sobie pozwiedzać obce kraje :) Nie ma zmiłuj, potrzebny przynajmniej miesiąc :). Na razie zagospodarowuje swoje dwa tygodnie i juz liczę na tydzień jesienią lub zimą ;). W tym roku wybrałam się do Bukowiny Tatrzańskiej na Progresteron w letnim wydaniu ( www.dojrzewalnia.pl ). Taki kobiecy festiwal z warsztatami artystycznymi i psychologicznymi. Pierwszy raz pojechałam na jego letnie wydanie i było cudownie. Wybrałam sobie "lekkie" warsztaty, bo w końcu jestem na wakacjach :).
Na początek miałam zajęcia z rysowania mandali - oczyszczające, uspokajające, dokładnie dla mnie bo uwielbiam rysować :D

Potem trafiłam na sesje zdjęciową ! Wymalowana, ubrana w renesansowych klimatach poczułam się jak prawdziwa modelka :D ( Renesans kobiecości - http://fotomargo.pl ) Na stonce można pooglądać zdjęcia z wcześniejszych wydań - moje zdjęcia będą we wrześniu :)


Byłam tez na zajęciach z gliny. Glina to bardzo wdzięczny materiał, wspaniale siedziało się przy drewnianych stolach i wygniatało rożne kształty. Czuje jednak ze glina to nie mój żywioł, chociaż zajęcia były naprawdę fajne .

Najwspanialsze jest to ze wszystko odbywało się w plenerzez widokami :)

Pierwszy raz chyba w życiu nie denerwowałam się na tego typu wyjazdach . Ogólnie ścisk ludzi zawsze mnie trochę frustruje bo boje się o własną przestrzeń. Teraz tak naprawdę nie przeszkadzało mi nic, a jakieś mankamenty zakwaterowania i wyżywienia , które z solidarności dla współspaczek poruszałyśmy w wolnych chwilach , kompletnie mnie "nie ruszały" . Na własnej skórze odczulam siłę dobrego nastawienia i nie windowania oczekiwań. Pasowało mi wszystko - co może jest nieprawdopodobne, ale prawdziwe :)
Bardzo smaczne wegetariańskie posiłki mnóstwem sałatek.

Cudowny widok z balkonu na którym przesiadywałam pomiędzy zajęciami.






Kilka razy udało mi się wybrać na spacer - do miasta i bocznymi ścieżkami wśród pól i lasów. Niestety dłuższe wędrówki są mi na razie niedostępne.











Na zakończenie zajęć załapałam się jako pomoc techniczna do sesji zdjęciowej, a ponieważ pogoda zrobiła się bardziej kapryśna , sesja odbyła się we wnętrzach. Dzięki temu obejrzałam sobie dokładnie sąsiedni pensjonat - który bardzo polecam, gdyby się ktoś wybierał do Bukowiny :) http://www.willaalta.pl
Maja bardzo atrakcyjna ofertę Sylwestrowa nad która poważnie zaczynam się zastanawiać :)
Na festiwalu postanowiłam się również porozpieszczać :)
Koncert z mis i gongów tybetańskich, masaż peloha ( delikatny masaż całego ciała, kiedy poczułam się jak mała przytulana dziewczynka :) ) i cudowne godziny w termach w Bukowinie, gdzie leniwie unosząc się w wodzie, poddając przyjemnemu masażowi stóp, wpatrywałam się w ołowiane niebo i zielone świerki i jodły. Odrobina luksusu :)

Drugą połowę urlopu, spędziłam miastowo- popychając do przodu sprawy niebieskodomkowe.
Ponieważ to jednak urlop, a nie wyrobnictwo, pomiędzy wizytami w rożnych urzędach , odwiedzałam przyjaciół i wylegiwałam się nad „prywatnymi” jeziorami pływając razem Mundkiem . W dodatku brat zrobił mi prezent i mogę z grać w Wow na oryginalnym serwerze! Mrmrmmr tygryski to lubią !
Z premedytacja nie zabrałam się za porządkowanie, generalne prania i inne czynności, które natrętnie próbują się narzucić z okazji dni wolnych :P . W końcu to urlop- czas leniuchowania :D