17 sierpnia 2009
Zimowe motyle zmartwychwstaja latem
Kiedyś w zimowy dzień dostałam barwnego motyla. Wielki, piękny , kolorowy. Wiedziałam ze bez słońca i kwiatów zginie i było mi bardzo żal jego, jego przedwczesnego przebudzenia i tego że nie mogę go uratować.
Kilka dni później kiedy śpiewałam na uroczystości religijnej, obok mojej twarzy wleciał do kaplicy kolejny motyl. Tak samo wielki i kolorowy, równie samotny. Miałam nadzieje że może cieplarniane kwiaty wokół ołtarza pozwolą mu przetrwać, ale za mało w nich było pożywienia dla jednego motyla. Usiadł na moich dłoniach, a ja bardzo chciałam, by był nadzieja dla mnie. Ale motyle umarły tak jak moja miłość.
*
Przyjechałam do Niebieskiego Domku w środku lata, otwierałam okiennice, kiedy wirując wokół siebie wleciały do wewnątrz motyle - wielkie, kolorowe, radosne. Tańczyły z firankami i wokół mnie w swoich zalotach. Pomogłam im wyfrunąć przez okno na łąkę.
Obudził mnie szum wiatru, ze snu o ciepłych ramionach i mocnych udach. Wyszłam przez drzwi wprost w wirujące motyle, a kiedy zmyłam resztki snu zimną studzienną wodą i stanęłam na progu jeden z nich przysiadł mi na stopie .
Rozłożył skrzydła i odleciał do swojego partnera i pełnych nektaru kwiatów.
Pomyślałam że już nie muszę opłakiwać zimowych motyli, bo wiem ze zmartwychwstaną latem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz