Byczę się dalej na L4 - dostałam kolejny miesiąc zwolnienia na rehabilitacje, co tez staram się intensywnie wykorzystać, bo jak już się okazało ze mogę ćwiczyć to wyszło że jestem kondycyjnym wrakiem. I tyle.. Optymistyczna wiadomość, że za jakieś 5-6 miesięcy będę miała całkiem sprawną tą nogę .. jakoś mi się to długo wydaje i nie mogę w to uwierzyć prawdę mówiąc. Dlatego też, bardzo pomaga mi rehabilitacja w klinice, bo jak ktoś, do kogo mam zaufanie pokazuje mi że daje rade to jest mi łatwiej :) Mogę już wskoczyć w biegówki :DDDD! Co prawda po płaskim i mam uważać, ale jednak całkiem narty nie ominą mnie w tym roku :)Dzisiaj poszliśmy z tej okazji pooglądać sobie z Mundkiem trasę. Cisza, wszędzie pełno śniegu, pięknie i bajecznie. Młody sobie biega i obwąchuje coś tam.. Nagle w tą cisze i spokój wdarło mi się cichutkie histeryczne popiskiwanie i mignął mi szybki ruch. Zamarłam. Najpierw leciał zając.. no zasadniczo nie leciał tylko tak sobie zgrabnie szybko kicał ," bez wysiłku ", zanim parę metrów 70 kg długowłosego, potężnego owczarka niemieckiego, a na ich trasie, ze 20 metrów przed, mój jeszcze w spokoju, zaaferowany wąchaniem, Mundek. Widziałam tylko jeden ratunek: jedyne co może być atrakcyjniejsze dla mojego psa od jednego pościgu - to inny pościg, więc rzuciłam się biegiem w przeciwną stronę, wołając na młodego. No i wygrałam na atrakcyjność z zającem :) Pewnie dlatego, że Mundek go nie zauważył, kiedy już pędził za mną, bo zając do szczególnie głośnych nie należy, a owczarek tez jakoś się nie afiszował...
Resztę spaceru spędziliśmy na smyczy, bałam się kolejnego zabłąkanego zająca..
Zbulwersował mnie tylko fakt puszczonego w samopas owczarka. Na początku myślałam, że zwyczajnie - w czasie spaceru czmychnął mu zając spod łap i wtedy zasadniczo można nie zdążyć psa odwołać, ale okazało się że właścicielka beztrosko rozmawia sobie z koleżanką i w nosie ma co jej pies robi. Nie zdążyłam dojść i powiedzieć kilka slow o kłusownictwie i bezpieczeństwie innych psów na spacerze, bo panie się oddaliły .. Historia z happy end 'em- zając zwiał. Ja przetestowałam na krótkim dystansie kolano -dało rade :)
A dzisiaj znów idziemy na Avatara :)))))))
Z pościgami i kolanem nowym ostrożnie bo się L4 przedłuży!
OdpowiedzUsuńA pies luzem w lesie czy na łące to po prostu kłusownik, zając pewnie miał serce na ramieniu:(
Cieszę sie ogromnie, że wracasz do formy :))
OdpowiedzUsuńLeśna niefajna "przygoda", na szczęście dobrze się zakończyła.
Gorąco pozdrawiam :)
Niektórzy, niestety, sami powinni mieć opiekunów, bo nie są na tyle odpowiedzialni, żeby żyć samopas.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nic już nie strzyka, nie przeskakuje i że możesz nawet biegać (moje kolana, niby zdrowe i sprawne potrafią zrobić dowcip i podczas biegu się przestawić boleśnie)!
Super, że możesz sobie pozwolić na nartowanie :) Dla mnie zima może być za oknem albo w telewizji :P Zdecydowanie wolę lato ;)