28 października 2010

APOKALIPSA

Na ostatnie pogodne październikowe dni udało mi się wygospodarować nieco urlopu, który zaczął się malowniczo, od zarwania paru nocek i weekendem w biurze, czego niestety wymagał projekt. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, czeka mnie rewizja B, czyli poprawki, bo w tym zawodzie już tak jest, że na końcówce wychodzi coraz więcej problemów do rozwiązania :). Tymczasem jednak spędzam przemiło urlop kichając i kaszląc, przywiózłszy sobie jakiegoś radosnego wirusa z przedszkola dziecięcia mojej przyjaciółki. Każdą cenę warto jednak zapłacić za takie spotkania, gdzie naładowane baterie znacząco przewyższają drobne koszty, w tym również opuszczenie zajęć z tańca, ale naprawdę nie dałabym na nich rady. Plany urlopowe – co to ja nie zrobię - nie zawaliły się absolutnie, ponieważ żadnych takowych planów nie miałam, wiec wygrzewam się we flanelowej pościeli, popijając malinową herbatkę z melisą i z czystym sumieniem zagłębiam się, a to w lekturę, a to w oglądanie ulubionych filmów, przerywając sobie długimi, cudownymi spacerami z psem.
Tą sielską atmosferę przerwała wiadomość z okolic Niebieskiego Domku.
Wiemy już kto przewraca nam płytki chodnikowe i niszczy kolejne kłódki w domu.
Syn siostry naszej zaprzyjaźnionej sąsiadki. Żeby nie było łatwo sprawa jest skomplikowana i wcale niejednoznaczna.
Dwa lata temu męska część mojej rodziny, w osobie mojego taty wynalazła skrót do naszego domu leśną droga przez prywatne lasy, bo oficjalna zwyczajnie w świecie nie była i nie jest przejezdna dla przeciętnego auta. Czy też nie pytał się wtedy dokładnie, czy też wtedy nikt nie był zainteresowany udzielić nam tej informacji – nie dotarliśmy wówczas do właścicieli lasów przez które owa leśna droga przechodziła. W newralgicznym miejscu gdzie robiło się znaczne bagienko, położone zostały dwie rurki i właśnie owe nieszczęsne płytki i przejazd był. Przez dwa lata nikomu to nie przeszkadzało. W te wakacje objawił się właściciel w osobliwy sposób – właśnie „wchodząc w szkodę” i nie tylko przewracając nam płyty chodnikowe - co mogę zrozumieć, wszak leżą na jego działce, ile niszcząc właśnie nam kłódki. Dlaczego - wkurzony, że jeździmy przez jego kawałek leśnej drogi - doskonale –w przeciwieństwie do nas wiedząc kto my jesteśmy i jak do nas dotrzeć, nie przekazał przez posły ( skoro nie chciał z nami gadać osobiście ), że mu się nie podoba, tudzież że życzył by sobie jakieś zadośćuczynienie za przejazd - nie wiem. Zwłaszcza, że rozpowiadaliśmy we wsi, że chcemy znaleźć właściciela, coby się dogadać w sprawie przejazdu.. Mogę się domyślać, że to taki sam zapalony kogucik do wojowania jak moje ciało rodzicielskie. I właśnie o te charaktery kogucie sprawa się rozbija. Gdyby ów tamten owamten poprzestał na przewalaniu płytek to pewnie rozeszłoby się po kościach - i tak od początku intensywnie poszukujemy drogi dojazdowej, która byłaby i oficjalna i przejezdna, bo bez tego trudno o możliwość budowy, skończyło by się na dogadaniu pewnie, żebyśmy mogli jeszcze przez jakiś czas tamtędy dojeżdżać, a potem na uprzątnięciu terenu. Niestety w myśl zasady jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie zapędziło się to za daleko. Nie wiem czy po rozebraniu owej prowizorycznej drogi przez bagienko, złośliwości ustaną, ba, nie wiem czy do takiego – najprostszego i w sumie słusznego rozwiązania uda mi się namówić własna stronę konfliktu.. :( . W tym wszystkim siedzę, zła jak osa, bo ani pomysł jeżdżenia przez cudzy las mi się nie podobał ( e córka pytałem, właściciel się nie interesuje , nie wiadomo gdzie jest ,nie będzie problemu .. etc) a już tym bardziej robienia tam tymczasowej melioracji, ani nie mam ochoty rozmawiać z kimś kto zamiast normalnie powiedzieć, a nawet zrobić awanturę – w sumie słuszną, co leży mu na wątrobie, robi podchody partyzanckie. Obawiam się, że na normalne rozmowy to już jest za późno, moja męska część rodziny też już się zakoguciła i pała rządzą zemsty i pokazania się kto tu jest ważniejszy, co zapewne doprowadzi już do super fantastycznego konfliktu. W dodatku się nasłuchałam, że ów pan drze koty ze wszystkimi sąsiadami o byle co, nawet z tym co to już nie żyje ale kiedyś podpalił nasz dom – jak jeszcze nie był nasz ;)
Tak oto szukając cichego spokojnego miejsca z dala od ludzi , siedliskowej działki.. wrąbałam się w sam środek wojen miedzywioskowych .
Jako rasowa stara panna mogę sobie westchnąć ze zgrozą… FACECI….
Poszłabym do owego Pana, jak to u nas w tradycji bywa, z wódką i wyjaśniła sprawę.. szkopuł w tym, że ja jestem całkowitą abstynentką..
APOKALIPSA – jak mawiała pani Frau …


EDIT:
Po rodzinnej naradzie, męska część postanowiła udać się w delegacje z wodą ognistą w celu naprawienia sąsiedzkich stosunków :) Pozostaje trzymać kciuki za pozytywny wynik owej delegacji . :)

5 komentarzy:

  1. Oj Słonko, nie zazdroszczę Ci - jesteś między młotem a kowadłem ;(((
    Czy da się użyć starej metody naszych babć tzn. przeczekać? Wiem , wiem...Ale ile można?
    Masz doskonały sposób rozwiązania, tylko TEN mały szkopuł ;)) A może razem z bratem - czy on jest po stronie Taty? W zasadzie nie powinnam pytać, bo piszesz 'męska część rodziny', ale młody jest bardziej reformowalny ;))
    A wracając do urlopu - jeśli wypoczęłaś, to znaczy że był udany :))
    Pozdrawiam :)
    PS. My też mamy spór z sąsiadem o udostępnienie przejazdu - po dobroci nie dało się, idziemy do sądu (w 9 rodzin ;)) - może dać zgodę, ale nie musi. Wiemy nawet, że specjalnie kupił tę działkę,
    aby pobierać haracz :(

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda, bo absolutnie nie zasłużyłaś sobie na takiego "sąsiada", współczuję

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tam nie musisz pić, u nas na wsi to jeszcze ze swoim słoikiem się chodziło do tej wódeczki czy ogóreczek czy marmoladka i baaa skutkowało ;)a to Ci się porobiło...a i dochodzenia do zdrówka życzę

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludziom się w dupach poprzewracało, bo we łbach, to już dawno mieli narąbane. Niestety. Też się męczę (co prawda w kamienicy) z Babcią Sąsiadką, która obwinia nas za wszelkie hałasy, jakie słyszy, z sąsiadem, który nie potrafi zrozumieć, że palenie śmierdzących petów na klatce szkodzi nie tylko jemu, a przeszkadza wielu.
    Marzę o tym, żeby się wreszcie wyrwać z tego miejsca na odludzie. Bo ludzie mi się przejedli. Prawie dosłownie :P

    OdpowiedzUsuń
  5. a to nygus:( nie martw się będzie dobrze:)

    OdpowiedzUsuń