07 lipca 2012

Pracowity wypoczynek z kapeluszem w tle

Tydzień zaczęłam wyjątkowo upartą migreną, a potem szaleństwem nadrabiania kilku dni  przerwy. Kładłam się o pierwszej w nocy, wstawałam o czwartej rano, telefony się urywały, skrzynka mailowa zapchana.. Kiedy w piątek wszystko wreszcie zamilkło z dziką przyjemnością wyrwałam się na wieś z rodzicami. 
Od razu, chociaż upał panował nieziemski, rzuciliśmy się w wir pracy. Ja konkretnie w celu odreagowania stresów i psychicznego zmęczenia rzuciłam sie z sekatorem do mordowania wszędobylskich siewek. Nie mam nic przeciwko drzewom, wręcz przeciwnie, ale z 10 patyków na metrze kwadratowym nic nie będzie, więc robiłam przecinkę. Strój oczywiście stosowny: w tym upale obowiązkowy kapelusz, przewiewna bawełniana bluzka z długim rękawem i bawełniane rybaczki, żeby zanadto się nie poharatać, a juz na pewno nie spalić :). Dzięki kapeluszowi myślę, że mogę trafić na pierwsze strony szafiarskich stron hahaha – taki żarcik ;) 
Ja zdobywałam sprawność drwala, tymczasem reszta rodziny upiększała otocznie, pocąc się równie niemiłosiernie. Studnia zyskała piękne nowe żerdki, ganek na wejściu ślicznie ułożoną chodnikowa podłogę, a hitem stał sie płotek. Zmotywowani webinarem o zieleni, przygotowujemy grunt pod przyszły mini ogródek :). W tym roku  rosną nam już dynie :D.
DSC00231m
Rozwiesiliśmy też pościel na słońce  i dywany na nowiutkim trzepaku :D.
DSC00220m
Wśród tej pracy nie brakło sjesty. W najgorszy upał pochowaliśmy się w domku, w przyjemnym chłodzie.
DSC00206m DSC00216m Kiedy zaś nadszedł wieczór, trzaskające ognisko, cichutka muzyka, do której tańczyliśmy na ganku.. Cudownie spało sie w rześkim powietrzu nocy.  Wreszcie po  potwornych upałach betonowego bloku z przyjemnością zakopałam się w mojej ukochanej puchowej pierzynie. Nie obyło się bez ofiar. Rano znaleźliśmy zwłoki trzech pisklaków w kuchni, prawdopodobnie jakiś nocny łowca wypłoszył je z gniazda na strychu, jedną mysz, która łakomstwo przypłaciła życiem, wpadłszy do kosza na śmieci z którego nie mogła sie wydostać.  Dopisać należy 6 kleszczy  wyłapanych z przedziwnych miejsc i  jedną przebita rękę, na szczęście więcej strachu niż uszkodzenia ;). Wracam do pracy  z pęcherzami na dłoniach, zakwasami w ramionach i psychicznie odnowiona :).
DSC00228m

6 komentarzy:

  1. wielu równie udanych wyjazdów!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy u Ciebie na pewno doba trwa 24h a nie 48h ? Gratuluje zapału do pracy oby tak dalej . Pozdrawiam i zapraszam w odwiedzinki do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Olu, mam nadzieję że wyrobie się do piątku i znów pojedziemy :) .

    Moniko, to wszystko przez stresy w pracy zawodowej, jak już się wyrwę na wieś to od razu mam więcej energii :)) Podaj linka do siebie , bo jesteś w google + i widać tylko Twój profil , nic poza tym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Płotek śliczny, wietrzące się kołdry, no to wiesz, prawie jak pranie!
    Firaneczka mmmmm ....
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  5. M. ja tez uważam, że wyglądają bosko :D.Jak zawisły to miałam wrażenie że ten kawałek ziemi jest taki bardziej zamieszkany ....a płotek.. jeszcze czeka malowanie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O, jaki cudny płoteczek! I robi się przytulnie i domowo :D
    Zaczynam Ci zazdrościć coraz bardziej tego domku. I wcale mi się ta zazdrość nie podoba :(

    OdpowiedzUsuń