Miało być zupełnie inaczej :) Przede wszystkim turniej w Cisku, który wypadł mi całkowicie z grafiku. Nagle zelektryzowała mnie wiadomość, że dzisiaj na lotnisku w Rudnikach, będzie miał międzylądowanie prawdziwy Spitfire z polskim pilotem Jackiem Mainką. Z drugą entuzjastką Spitfire’ów, w szczególności z polskimi pilotami za sterami oraz z entuzjastką wspólnych eskapad ruszyłyśmy w drogę.
Po drodze, dostałyśmy informację, że lot ze względu na złe warunki pogodowe, jest przesunięty i lądowanie będzie dwie godziny później niż zaplanowano… Zastanawiałyśmy się, co zrobić z wolnym czasem i tak znalazłyśmy się na Jasnej Górze, na Mszy Św. niedzielnej :)
Na lotnisku, po drugim śniadaniu, okazało się, że niestety przylot opóźni sie o kolejne godziny. O drugiej, znajoma ekipa z Muchowca odleciała na swoje lotnisko, a my zrozumiałyśmy, że przylot w dniu dzisiejszym staje się coraz mniej prawdopodobny … Pozostały czas oczekiwania postanowiłyśmy spędzić w przytulnym otoczeniu w miarę blisko lotniska i tak znalazłyśmy się u mnie w Niebieskim Domku :)
Decyzja okazała się słuszna, już na miejscu, dostałyśmy informację, że lot na dzień dzisiejszy całkowicie został odwołany. Rozczarowanie udało się nieco rozwiać przepysznymi gołąbkami prosto z pieca i wspaniałym plenerem fotograficznym.
Na koniec, postanowiłam zabrać dziewczyny do pewnego magicznego, urokliwego i romantycznego miejsca niedaleko mojego domu, w sam raz wpisującego się w klimat Kupały… Było i przedzieranie się przez wysokie, dzikie trawy i kluczenie wśród gęstych jeżyn. Wszystko po to, by dostać się do starego opuszczonego domostwa, które z pewnością było kiedyś siedzibą elfów..
Tuż obok rośnie potężny kasztan, na wpół powalony i spalony przez piorun, który odrodził sie z pogorzeliska… drzewo, które spodobało by się każdej czarownicy :)
Trudno więc się dziwić, że wczułam się w rolę i klimat…
A ja jestem usatysfakcjonowana zupełnie i absolutnie. Już same fijolety kwiatów by wystarczyły. A jeszcze ta siedziba elfów ! I węzłowaty kasztan z dziuplą. I długowłosa czarownica w białym gieźle.
OdpowiedzUsuń:D
UsuńJak to mówią - nie ma tego złego... :)
OdpowiedzUsuńdokładnie :)
UsuńNo nie... na czarownicę to Ty mi wcale nie wyglądasz :-)
OdpowiedzUsuńoj tam oj tam ;) hihihi
UsuńBo to i może teraz czarownice przybrały piękne lica by jeszcze bardziej kusić ludziska :)
UsuńDziękuję :))))
UsuńA jednak świat jest mały :) Tamta niedziela była taka emocjonująca, Jacek do końca trzymał mnie w nerwach. Wysyłał sms`y o braku poprawy pogody nad Tatrami, ale ciągle miał nadzieję, że się w niedzielę uda. Na Rudniki pojechała partnerka Jacka z przyjacielem fotografem lotniczym, i ... nic. Trudno. Nie można było ryzykować. A od poniedziałku to już zupełne Spitfire`owe szaleństwo. Częstochowa, Dęblin, Lublin, Dęblin i w końcu Kraków. A potem to cały zwariowany lipiec, już nie tylko Spitfire`owy, bo Jacek przyprowadził w GB trzeci historyczny samolot - Chipmunk DHC-1.
OdpowiedzUsuńNajserdeczniej pozdrawiam BB :)
P.S. Prowadzę Jackowi na FB taką stronę, którą założyłam w maju 2014 : "Spitfire PL - Popieramy" - zapraszam :)
Miło mi gościć na blogu :) Stronkę na FB lubię od dawna :) To wspaniałe że są tacy pasjonaci :). Miałam olbrzymią przyjemność spotkać pana Jacka i Spitfire'a w Krakowie tydzień później :)
UsuńWidziałam w następnym wpisie. I ja tam byłam, miód i wino piłam :)
UsuńNapisałam o tej historii na blogu:
http://wystarczajacopl.blogspot.com/2014/06/meskie-marzenie-babskie-spojrzenie.html
Zapraszam :)