Kilka lat temu “Dom nad rozlewiskiem”, obudził we mnie dawne pragnienia. Znalazłam Niebieski Domek, założyłam bloga i zaczęłam odliczać dni do przeprowadzki na wieś. Niestety marzenia o mieszkaniu w domku na skraju lasu zaczęły oddalać się w czasie. Oglądając blogi innych, czytając o remontach, budowach i o tym „lepszym, spokojniejszym życiu” na peryferiach, przyłapywałam się na frustracji, że wciąż żyję w mieście.
Podczas jednej z włóczęg z psem, po podmiejskich lasach i łąkach zrozumiałam, że to ja sama kształtuję swoje życie, a nie miejsce w którym mieszkam.
Powróciłam do uwielbianej przeze mnie wegetariańskiej kuchni, kupiłam maszynę do pieczenia chleba, garnek do kiszenia ogórków, zaczęłam testować mlekomaty :). Dotarło do mnie, że jestem właścicielką pół hektara ziemi, która czeka aby się nią zająć. Czekają też nasiona dyń ozdobnych, które dostałam od zaznajomionego pasjonata :]
Pierwszy chleb wywołał we mnie wiele emocji. Bezładna breja w formie, nie napawała mnie optymizmem, zwłaszcza że pierwszy „wypiek”, który potraktowałam naprędce, wrzucając składniki do maszyny, bo wg gotowej mieszanki to „tylko 3 minuty” – kompletnie się nie udał. Przy drugiej próbie zdesperowana wyjęłam całość z formy na prowizoryczną stolnicę i zaczęłam ciasto ręcznie ugniatać. Otworzyłam drzwi do wspomnień, kiedy razem z Babcią, jako mała dziewczynka, robiłyśmy ciasto na makaron, na pierogi, na pączki, na kopytka…. Dłonie same przypomniały sobie kiedy dodać jeszcze maki, a kiedy wody…Z niecierpliwością czekałam na wynik pracy. Kiedy zobaczyłam śliczny, gorący bochenek błogość zalała mnie od stóp do głów :) .
Siedząc wieczorem na balkonie, z kromką własnego upieczonego chleba, z przytulonym do nóg psem, głośno mruczącymi kotami… wsłuchując się w skwierczące nad głową jaskółki, kiedy wiatr przyniósł zapach jezior … zapominam o tysiącach światełek innych mieszkań. Zaczęłam swoje wiejskie życie… w mieście.
ależ piękny i smakowity post!:)
OdpowiedzUsuńpost napisany jakby o mnie. Niby jesteśmy kowalami swojego losu, mamy marzenia ale tkwimy w swoich znajomych światach
OdpowiedzUsuńTo prawda, szczęśliwym człowiekiem mozna być wszędzie, bez względu na miejsce stałego pobytu. Niemniej dobrze jest mieć dokąd uciekać od zgiełku miasta i "ładować akumulatory" :) Chlebuś pachnie aż tutaj :) Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńChlebek wygląda przepysznie! :)
OdpowiedzUsuńMnie ciągnie na wieś coraz mocniej. Z tym, ze nawet wymarzony, niemal zaklepany domek na uroczysku jest poza naszym (moim) zasięgiem. Jestem zmuszona do zamknięcia w czterech ścianach, czytania blogów o życiu na wsi i marzenia, że może kiedyś jednak się Los weźmie i trochę uśmiechnie, bo póki co, pokazuje mi ordynarny gest.
Zdaję sobie sprawę, że wiele zależy ode mnie, ale niektórych spraw nie jestem w stanie przeskoczyć. Nie pozwoli na to mój obecny charakter, problemy, które się wzięły nawarstwiły i zablokowały szansę na dalszy rozwój. Póki co, wracam do tkania... bo chociaż to mam przyjemnego w życiu ;)
Szczególiki prac na blogu: http://cosel.pinger.pl - jakby się komuś nudziło ;)
Pięknie powiedziane! To my kształtujemy swój świat. Jeśli ktoś tego nie pojmie, nigdzie nie będzie szczęśliwy, nawet po spełnieniu swoich marzeń.
OdpowiedzUsuńNa maszynę do chleba się nie obrażaj, tylko wywal te gotowe mieszanki (tzn zużyj co masz i więcej nie kupuj, tam są konserwanty, czyli chemia). Najprostszy i najtańszy przepis: 500 gr mąki (możesz wymieszać gatunki), 300 ml płynu (woda, mleko, serwatka, kefir, co chcesz), 1/4 kostki normalnych drożdży (a nie jak sugerują, w proszku!). łyżeczka soli i przyprawy. Ja ostatnio daję oregano, które wyrosło u mamy na działce w mieście :-) Drożdże rozpuszczasz w płynie, wlewasz do maszyny, na to sypiesz mąkę, solisz, dodajesz przyprawy. Włączasz maszynę, sprawdzasz konsystencję, jeśli jest breja, dosypujesz mąki, jeśli maszyna nie może tego zbić w kulę, dodajesz odrobinę wody. Ot i cała filozofia. Zanim uruchomiliśmy piec chlebowy, 3 lata piekłam chleb w maszynie. Bardzo byłam zadowolona. Teraz maszyna służy mi za mieszalnik do ciasta.
Dziękuję za wpisy :D
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie nie chcę piec z gotowych mieszanek, ale na początek, nie mając pojęcia czy w ogóle sobie poradzę chciałam zacząć od czegoś banalnego.
Riannon dziękuję za przepis ! Prosty jasny w sam raz dla początkującej :D
A jakoś tak w tym moim mieście odnaleźć się nie potrafię, do głuszy mi trza :) Piękny post - czytałam z wielką przyjemnością :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń