Weekend zapowiadał się nie lotniczo. Deszcz, pochmurno i smętny sms, dzisiaj nie latamy. Sytuację ratowała fenomenalna impreza mojej kumpeli :). Bawiłyśmy się do późna w nocy w klubie, grali przeboje akurat z czasów właściwych :) Było jak na najlepszych imprezach studenckich :). Stoliki na antresoli, cały parkiet nasz i pilnowanie torebek na zmianę :). Ja na szpilkach “10”, taniec solenizantki na stole i zbiorowa zorba na bosaka. Powrót roześmianych wariatek po mokrej brukowej kostce w środku nocy, pakowanie się do mojego Złotego Cuda, razem z sadzonkami drzew, które czekały na wywóz do Niebieskiego :). Wieczna młodość :))). Nic dziwnego, że niedzielny ranek zaczął mi sie dużo później niż zwykle :). Za oknem pojawiły się skrawki błękitu, błysnęło słońce, niestety kilkadziesiąt kilometrów dalej na moim lotnisku niebo jeszcze nie wiedziało, że ma sie przejaśnić i lotny dzień został zawieszony. Kiedy właśnie pogrążałam się w niewesołych myślach i zaczynałam popadać w rezygnację zadzwonił upragniony telefon :). Znów pędziłam Złotym Cudem unoszona radością nad asfaltem :). Z racji późnej godziny i nie do końca pewnych warunków starty były tylko na holu za samolotem. Mnie odpowiadało to idealnie, ponieważ miałam do skończenia właśnie hol. Prawdę mówił Robert, że po Żarze, na holu na naszym lotnisku zdążę wypić kawę i poczytać gazetę :))). No obrazowo nieco przesadzone, ani kawy, ani gazety i skupić jednak trzeba się było… ale to wspaniałe uczucie, że lecę za samolotem, a przede mną bezkres przestrzeni i żadnego nagle wyrastającego stoku :P. No i te łagodne zakręty, powietrze jak masełko bez turbulencji i zmieniającego się co kilkanaście metrów wiatru i Piper który sam poprawiał moje niedociągnięcia i wyrównywał się do osi szybowca, bo pilotował Jacek, nasz Instruktor szybowcowy :))))). Hol zaliczony, a ja szczęśliwa, że przed końcem sezonu zamknęłam to ćwiczenie. Równocześnie z moimi lotami, zaawansowani piloci zaliczali dwuhol, czyli start dwóch szybowców na raz za jednym samolotem. Niesamowicie podoba mi się takie latanie, kiedyś tak transportowało się szybowce na zawody, holując je po kilka za samolotem. Teraz niestety u nas spotyka się to już rzadko, tak samo jak rzadkie jest uczenie takiego latania. Na EPRU są jednak sami pozytywnie zakręceni :). Szybowce nie tylko startowały razem, ale część pilotów od razu trenowała loty i lądowanie w szyku :) Zachwycałam się lotami, już marzę żeby w ten sposób latać !
Piloci spieszyli się, żeby zdążyć przed zachodem słońca, a równocześnie wszyscy na ten zachód słońca i egipskie ciemności czekaliśmy. Na dzisiaj zaplanowane zostały loty nocne :). Nie załapałam się na pierwszą edycję, balowałam na hucułach w Gładyszowie. Na szczęście robienie uprawnień do lotów nocnych trwa dłużej niż jedną noc i musiała sie odbyć kolejna, której już nie przepuściłam.
Jesienią w nocy jak to w nocy, żadna warstwa ubrania nie okazała się zbędna, pomimo biegania i krzątania na starcie, dogrzewaliśmy się w samochodach. Dogrzewali sie głównie Ci, którzy tak jak ja, czekali na lot widokowy. Piloci którzy właśnie mieli zaliczyć swoje pierwsze samodzielne nocne loty, w tym dwóch moich Instruktorów nie potrzebowali żadnego dogrzewania. Loty odbywały się na Bocianie, za Gawronem ;). Tak ptasio było, chociaż ptaki nie latają w nocy, to te jednak tak. Wszystko było takie kompletnie oderwane od tego co poznałam do tej pory. Rozpędzający sie samolot, którego było widać głównie przez ogień z rury wydechowej, sunący jak duch za nim szybowiec. Potem niknęły w ciemności i widać było jedynie światła na końcach skrzydeł i na ogonie. Stałam obok rozświetlonego pasa startowego i nie mogłam oderwać oczu od sześciu latających punktów – samolotu z przodu i szybowca z tyłu, wtedy szybowiec się wczepiał, Gawron z głośnym ryknięciem silnika wracał na ziemię, sam ćwicząc loty nocne :) Na niebie pozostawał szybowiec, który gubił się wśród świateł gwiazd. Potem w ciszy podchodził do lądowania, ciemność w kształcie szybowca rozpięta między dwoma punktami światła. Leciał prosto na nas, dopiero kiedy podlatywał już bardzo blisko można był sie zorientować, że leci cały czas w osi pasa, że to złudzenie. Stałam na końcu ustawionego kwadratu i zwykle to właśnie koło mnie szybowiec się zatrzymywał. Kolejni piloci wychodzili z kabiny z płonącym zachwytem w oczach. Zbliżała się moja kolej. Właściwie to cały czas wiedziałam jak to się skończy, ale wolałam powtarzać sobie, że to przecież tylko lot widokowy. Do czasu kiedy zamknęłam kabinę szybowca. “No to lecisz” usłyszałam spokojny głos Jacka zza pleców. Z westchnieniem dałam znak, że jestem gotowa. To wszystko było jak sen. Gawron wystartował. Widziałam go jako większą ciemność ograniczoną trzema światłami, z których jedno było moim błędnym światełkiem, przewodnikiem - światło ogona. Jacek od czasu do czasu poprawiał mnie na holu, korygując lot, dodając otuchy. Gawron zamachał skrzydłami, pociągnęłam linkę wczepu, jeszcze tylko manewr na “ominiecie liny” , spojrzałam za zniżającym się samolotem, a potem podniosłam wzrok. Przede mną rozciągał się jeden z najpiękniejszych widoków jakie widziałam w życiu. Rozświetlane miasto ze świetlnymi nitkami dróg, mozaiką okien. W środku wieża Jasnej Góry, a wokół snujące sie mgły w odcieniach beżu i pomarańczu. Zawróciłam szybowcem, pode mną droga wyznaczona latarniami jak świetlna estakada na obcej planecie. Minęłam wzorkiem migające światła na kominach i poleciałam wprost w czarną otchłań pełną gwiazd. Wszystko to przy akompaniamencie cichego szumu powietrza, w którym płynął szybowiec. Trzeci zakręt, potem czwarty, ustawiłam się w osi pasa pomiędzy rzędami białych świateł. Ja widziałam tylko czarny pas pomiędzy światłami – jak ocenić odległość od ziemi ? Wtedy włączył się mój ILS* za plecami i podpowiadał: dobrze, jeszcze lecisz, nie podciągaj jeszcze , jeszcze nie, jeszcze nie, jeszcze nie, o teraz … i dobieraj, dobieraj, dobieraj… :) Szybowiec sunął jak po sznurku, wślizgnęliśmy się delikatnie na trawę, zatrzymali przy kwadracie. Wybuchła we mnie radość, którą mogłabym wypełnić cały świat. Pilotowałam szybowiec w nocy !!!!!!
* Jak tak poczytałam, to Jacek był ILS CAT III C :) Niezłe wyposażenie jak na Rudniki i szybowiec :)))))
Co tu mówić - WOW;)))
OdpowiedzUsuńsama wciąż jeszcze pod wrażeniem :)
Usuńimponujesz mi cały czas!
OdpowiedzUsuńdziękuję , to bardzo miłe :)
UsuńBrawo, brawo, i czapki z głów, a właściwie z głowy mojej, choć inni pewnie tez uchylają kapelusza :)
OdpowiedzUsuńNie widziałam nigdy na żywca lotu dwóch szybowców za samolotem. Po wyczepieniu holu jeden ma skręt w prawo, a drugi w lewo ?
Magia, po prostu ....
Dzieki :)))) Na wieloholu wyczepiają się zawsze szybowce w kolejności od końca, każdy w czasie lotu ma swój kawałek przestrzeni i po wyczepieiu odlatuje w swoją część, zależy po której stronie samolotu leci, jak leci po lewej to odlatuje w lewo , jak po prawej to w prawo.
Usuń