Tekst napisałam z przymrużeniem oka :). Zakochałam się w marokańskich krajobrazach, tak całkowicie odmiennych od naszych. Cały wyjazd był dla
mnie spełnieniem marzenia o wyjeździe do baśniowej krainy, stąd też
poniższy tekst :). Wbrew pozorom, oparty jest luźno na
prawdziwych wydarzeniach. Karawaną był nasz super klimatyzowany autobus,
wszystkie miejsca odwiedziłam, historia bogatego rodu, była mniej
romantyczna i bardziej współczesna, konfiskata majątku jednak bardzo
rzeczywista :). Spotkałam też prawdziwego poszukiwacza skarbów, który wypożyczał oryginalne "starocie" do filmów i handlował nimi. Abdel ma nawet
zdjęcie z Leonardo di Caprio :). W bajkowym odbiorze niewątpliwie miały
swój udział klimatyczne hotele i wizyta w studiu filmowym ATLAS :)
Ukołysał mnie spokojny chód wielbłąda, a kiedy nad Saharą
zgasło słońce, przyśnił mi się sen o krainie z marzeń.
Przez wielkie góry, strome zbocza, wiła się błękitna rzeka żłobiąc wysoki wąwóz. Wrota do raju.
Skalistymi pustyniami, wyruszyłam po ubitych drogach i
bezdrożach, karawaną obładowaną jukami
pełnymi skarbów z arganowych drzew, damasceńskich róż, delikatnych pręcików szafranu i ostrych przypraw.
Zmierzając ku zielonej dolinie, mijaliśmy
górskie miasta schowane wśród zboczy.
Na jej skraju w cieniu palm, jedząc
daktyle, usłyszałam historię o bogatym kupcu, któremu wędrowny mędrzec ofiarował mapę do
legendarnego kraju pełnego bogactw, prosząc o przekazanie jej Królowi.
Kupiec
chcąc wzbogacić się jeszcze bardziej, zataił
przed Królem rozmowę z mędrcem i potajemnie szykował wyprawę. Kiedy wyruszyli, Król dowiedział się o zdradzie. Nim jednak dotarł do miasta, ród kupca zaginął. Nikt również nie odnalazł mapy,
a wielka kazba stała opuszczona. Od tamtej pory zamieszkują ją jedynie dżiny.
O poranku wyruszyliśmy w dalszą drogę, by zdążyć na targ w mieście, gdzie czekali już kupcy,
szykując towary.
Wśród wąskich uliczek niełatwo było odnaleźć drogę do opuszczonej
siedziby legendarnego kupca, ale z pomocą przyszedł mi poszukiwacz skarbów, którego
spotkałam wśród straganów.
Wśród
opuszczonych murów straż trzymały jedynie kolorowe ptaki. Stanęłam przy dawno nieczynnej fontannie, by zerwać owoc
granatu. Sięgnęłam wyżej do gałęzi krzewu, poślizgnęłam się i upadłam na stare
ozdobne kafle tak niefortunnie, że jeden z nich obluzował się i odpadł. Spojrzałam i oto wśród bogatych ornamentów podmurówki fontanny, tkwiła owalna
skrzyneczka. Mój towarzysz potrafił ją otworzyć. W środku była mapa.
Nagle cały świat zawirował. Byliśmy w pięknej kazbie, która wciąż
jeszcze lśniła w słońcu, ledwo opuszczona przez ród kupca. Królewski orszak stał przed bramą. Pobiegliśmy wąskimi schodami na dziedziniec, by oddać mapę Królowi.
Ten w dowód wdzięczności wydał wielką ucztę w najpiękniejszych
ogrodach swojego królestwa. Smakowite
taginy, pachnący kuskus, aromat gorącej słodkiej miętowej herbaty, rytmiczna muzyka, pokazy magików i światła latarni wypełniały
zmysły.
Kiedy kolejny raz sięgnęłam po szklankę, zalało mnie gorące
słońce i gwar głosów zupełnie odmiennych. Siedziałam niedaleko targowiska, w małym
górskim miasteczku. Nie było już Króla, nie było karawany. Tylko wysokie
góry wydawały się znajome.
Niesamowite fotki...
OdpowiedzUsuń